Za sobą ma ponad 900 km jazdy na deskorolce, z Zakopanego na Hel. „Rdzawy Jaco” dopiął swego!

i

Autor: fot. Beata Zych Za sobą ma ponad 900 km jazdy na deskorolce, z Zakopanego na Hel. „Rdzawy Jaco” dopiął swego!

pasje

Za sobą ma ponad 900 km jazdy na deskorolce z Zakopanego na Hel. „Rdzawy Jaco” dopiął swego!

2025-06-26 23:27

Trasę z południa na północ Polski udało mu się pokonać w 21 dni. Jacek „Rdzawy Jaco” Harasimiuk z Lublina – skater i aktywista – wybrał się w podróż w ramach walki z depresją. Więcej szczegółów tej wyjątkowej historii poznacie w naszym wywiadzie.

Spis treści

  1. Co było celem lubelskiego skatera?
  2. 900 km, więc deskorolka „przedmuchana”
  3. Zdarzyły się niebezpieczne sytuacje
  4. Co dalej stanie się z tak niezwykle wytrzymałą deskorolką?
  5. Czy pogoda mocno przeszkadzała w trasie?
  6. Zgodnie z planem, a nawet... lepiej.
  7. A może by tak teraz… z Bieszczad do Szczecina?
  8. Pokonany dystans to ponad 900 km, ale odzew niestety… minimalny.

Co było celem lubelskiego skatera?

Lublinianin swoim wyczynem chciał pokazać, że „jeśli się chce, to można”. Chodzi nie tylko o pokonanie kilkusetkilometrowej podróży na deskorolce, ale także o walkę z depresją. Przy okazji, jadąc z Zakopanego na Hel, chciał wesprzeć finansowo fundacje pomagające w walce z tą chorobą.

Pierwszą próbę podjął przed rokiem. Niestety, Jacek ledwo wyjechał wtedy z Zakopanego, a musiał już kończyć podróż. Przewrócił się na desce i złamał obojczyk. Pisaliśmy o tym tuż po tym wydarzeniu.

Tym razem jednak udało się. Zgodnie z planem, Lublinianin przejechał trasę spod Tatr nad Morze Bałtyckie. Czemu to zrobił?

Chcę wesprzeć działania skierowane do dzieci i młodzieży, które będą je wspierać w walce z depresją. Wraz z Fundacją Sempre a Frente, która od lat działa w obszarze edukacji i promocji zdrowia psychicznego młodych ludzi, chcemy przeszkolić animatorów deskorolkowych, jak zauważać i reagować na objawy depresji u dzieci i młodzieży. Planujemy także szereg warsztatów i aktywności z młodymi ludźmi, podczas których wskażemy im jak istotna jest troska o własne zdrowie psychiczne i jak o nie zadbać – podkreśla Jacek Harasimiuk.

Do naszej redakcji zaprosiliśmy go po kilku dniach, aby zdążył odpocząć po tym tytanicznym wysiłku. Ale czy faktycznie zdążył się zregenerować?

Na pewno czuję, że odpocząłem. Moje założenie było takie, że będę codziennie spał sobie w hamaku, ale jednak cały czas były hotele, hostele i tym podobne. Zdarzyło się kilka śmiesznych lokalizacji jak stajenka. Tak więc cały czas miałem energię. W trakcie jazdy odpychałem się lewą nogą, więc prawa noga była bardziej pod naciskiem całego ciała. Więc czuję tak, jakby mi troszeczkę ktoś piachu z tego Helu nasypał do kolana, bo czuję takie mrowienie. Mam jednak nadzieję, że to się trochę wyreguluje – przyznaje lubelski skater.

900 km, więc deskorolka „przedmuchana”

Całą podróż Jackowi udało się obyć na jednej deskorolce i na jednym zestawie kół i łożysk.

W tym roku miałem założenie, że muszę odciążyć tak plecak, żeby było mi wygodnie. On miał tak około 11 kg. W tamtym roku było 17, więc jechałem bez tej nadwyżki. Miałem też nastawienie, że skoro mam łożyska ceramiczne, to już nie boję się, że zardzewieją. Deszczu było tak dużo, że naprawdę bałem się. Nawet w Lublinie, jak przed rokiem testowałem te łożyska, to jednak one trochę się zatrzymywały. Tym razem było inaczej: najpierw na trasie deszcz, potem sucho, szybka jazda, więc te łożyska się rozkręcały.

Zdarzyły się niebezpieczne sytuacje

Ze dwa razy chyba mi się zdarzyło, że miałem stracha, że deska gdzieś mi ucieknie pod samochód, więc już by była złamana i koniec. I wtedy byłoby czekanie, żeby ktoś mi dowiózł inną deskę. Ale było inaczej. Przejechała na jednym jednym „secie” (zestawie kół i łożysk – przyp. red.). Koła w ogóle wydaje mi się, jakby nowiutkie były po tej jeździe. Tyle kilometrów, bo 910 w zaokrągleniu, a na kołach prawie tego nie widać. Może jedynie ślad jak po żyletce, bo są takie rysy od kamieni.

Co dalej stanie się z tak niezwykle wytrzymałą deskorolką?

Myślę, że ona powisi u mnie w domu na ścianie, ale może pojedzie z czasem do Rembertowa, pod Warszawę, tam jest takie muzeum deskorolek starych z PRL-u. No ale myślę, że jeszcze czasami może gdzieś tak rekreacyjnie przejadę się na niej. Myślałem też o czymś takim, żeby tak raz w miesiącu, dopóki jest jeszcze ciepło, zrobić taką może „dyszkę”, może „dwudziestkę” (odpowiednio: 10 i 20 km – przyp. red.) żeby jednak pojechać na większy dystans.

Czy pogoda mocno przeszkadzała w trasie?

Jeśli miałbym możliwość, że tamtą pogodę zabiorę, a w jej miejsce dałbym taką zwykłą, czerwcową, z deszczykiem czerwcowym, to ten przejazd był według mnie tak, jakbym sobie po prostu u nas w Lublinie z Czechowa przyjechał pod górkę na przykład do centrum. Bo jak stanąłem na Helu, to wiadomo, było to odczucie jejku to już… A tak to jechałem i jechałem… Po drodze, przed Gdańskiem, był jednak taki dzień, że wiatr był bardzo mocny. Jak nagle zawiał, to zatrzymałem się w miejscu. A raz było tak, że prawie gdzieś do rowu wpadłem. Chad Caruso, który przejechał na deskorolce całe Stany Zjednoczone ze wschodu na zachód opowiadał, że raz miał coś takiego, że jak był asfalt, to musiał z górki się odpychać. W Polsce miałem to samo. Taki asfalt był, że musiałem się z górki odpychać, żeby dojechać na dół. Był taki kamienisty, taki chropowaty, że po prostu deska, nawet na moich kołach longboardowych, czyli dużych, miękkich, nie chciała zjechać. To była masakra.

Noc Kultury w Lublinie

Zgodnie z planem, a nawet... lepiej.

W ubiegłym roku, Rdzawy Jaco podjął się pierwszej próby pokonania trasy z Zakopanego na Hel, jednak uległ wypadkowi, przez co musiał przerwać wyzwanie. W tym roku - wszystko poszło zgodnie z planem. A nawet… lepiej.

W połowie drogi trochę nadgoniłem trasę. Początkowo chciałem pokonywać dziennie 40, 50 km. Jednego dnia, gdy już zrobiłem swój dzienny rekord, wyszło mi, że zatrzymałbym się 20 km przed Łodzią. Ale koniecznie chciałem nocować w tej Łodzi. Więc zrobiłem ostatecznie 70 km tego dnia. Później jechałem dalej i też zrobiłem te 70 km. Ale to nie koniec. Pomyślałem sobie tak: skoro jestem z Lublina i mój rocznik urodzenia to 1981, a kierunkowy do Lublina to też jest numer 81, to może by 81 km zrobić... Dojeżdżam raz do hotelu, podliczam trasę tego dnia i wyszło mi „81,5 km”. Udało mi się wykręcić tego dnia „lubelski klimat” (śmiech).

A może by tak teraz… z Bieszczad do Szczecina?

Lubelski skater tuż po powrocie zastanawiał się nad tym, aby w przyszłości pobić swój własny rekord i wybrać się w trasę "po przekątnej" po Polsce, czyli z Bieszczad do Szczecina. Czy ten plan jest jednak faktycznie do zrealizowania?

Myślę, że nie, ze względu na moją narzeczoną, która powiedziała, że żebym już odpoczął (śmiech), żebym już w ogóle pomyślał o życiu. Ale na 100% chcę za rok, tak na rocznicę coś zrobić, co będzie jeszcze taką jakby powtórką, pokazaniem, że to znowu myślę o tym, że trzeba znowu wspierać walkę z depresją.

Pokonany dystans to ponad 900 km, ale odzew niestety… minimalny.

Muszę powiedzieć, że ja po tej całej mojej podróży jestem zaskoczony, a zarazem... rozczarowany. Jechałem przez całą Polskę, cały czas na plecach miałem napis „Zakopane – Hel na deskorolce, depresja”. Był jednak mały odzew w czasie podróży. Uzbierało by się może z 5 czy 10 łącznie takich akcji, gdy byłem zaczepiany przez kogoś na trasie. Jedna pani jechała samochodem, zobaczyła mnie i specjalnie zawróciła, żeby dopytać o szczegóły akcji. Inny pan jechał obok, opuścił szybę i pochwalił ten wysiłek. Muszę to powiedzieć, że... nie wiem po co to robiłem, bo tak naprawdę nie ma takiego wielkiego odzewu.

Jacek Harasimiuk cały czas zbiera pieniądze na walkę z depresją. Jeśli chcecie go wesprzeć finansowo, zajrzyjcie na portal Zrzutka.pl, szczegóły poniżej:

Zobacz także naszą galerię zdjęć: Wakacje 2025. Lista odkrytych basenów w woj. lubelskim

Lublin Radio ESKA Google News