Dyrektor Schmidt zapytany o to, czy Galeria Uffizi zmaga się z problemem tzw. overtourismu, czyli nadmiernej turystyki, odparł:
– Znacznie mniej niż w latach 70. i 80. minionego wieku. W 1968 roku, a więc 55 lat temu po raz pierwszy w naszym muzeum liczba zwiedzających przekroczyła milion, wtedy to była liczba astronomiczna. Bardzo niewiele placówek muzealnych na świecie miało wówczas tylu gości. Od tamtego momentu do mniej więcej roku 2013 liczba zwiedzających wynosiła rocznie od miliona do półtora miliona. Niemożliwe było przekroczenie tej liczby, bo Galeria Uffizi 40- 50 lat temu była otwarta tylko przez pół dnia i zamykano ją o 13.30. Ostatni zwiedzający byli wpuszczani koło południa – wyjaśnił.
Schmidt zaznaczył, że obecnie powierzchnia muzealna jest ponad dwa razy większa, a sezon turystyczny był kiedyś krótszy.
– A zatem w krótszym sezonie, w trakcie kilku godzin zwiedzania i na mniejszej powierzchni panował znacznie większy tłok. Teraz obowiązuje limit: nigdy nie ma w środku więcej niż 900 zwiedzających jednocześnie. Zainstalowany system kontroluję te liczbę. Nie ma u nas nigdy takiego tłoku, jaki jest na przykład w Luwrze – zapewnił.
Dyrektor Uffizi odnotował, że masowo odwiedzane Muzea Watykańskie nie podlegają normom przeciwpożarowym państwa włoskiego.
– Gdyby Kaplica Sykstyńska znajdowała się na terytorium Włoch, nie mogłoby do niej wejść jednocześnie więcej niż 50 osób. To zresztą jest dość absurdalne, biorąc pod uwagę to, że znacznie więcej kardynałów wchodzi tam na konklawe – zauważył.
Zdaniem szefa najsłynniejszej włoskiej placówki muzealnej, sama Florencja jako destynacja turystyczna „bardzo cierpi z powodu problemu nadmiernej turystyki, który nie został nigdy rozwiązany przez polityków”.
– Nie chodzi tylko o to, że problem ten był lekceważony, ale i o to, że podejmowano starania, by przyciągnąć jeszcze więcej turystów, czyli im więcej osób, tym lepiej. Nie myślano o konsekwencjach – dodał.
Eike Schmidt zapytany o to, czy ma receptę na to, jak zarządzać masami turystów i turystek, zwłaszcza latem, zastrzegł:
– Nie mam żadnej czarodziejskiej metody, ale w tym pomaga nauka. Przeprowadziliśmy razem z uniwersytetem w mieście L’Aquila analizy, jak zwiedzający zachowują się w Uffizi i porównaliśmy to z Luwrem, gdzie cały tłum zmierza praktycznie w jednym kierunku, przede wszystkim w stronę „Mona Lisy”. Zdecydowanie lepszy jest układ policentryczny, a główne punkty, do których zmierzają ludzie, powinny być rozłożone na całej trasie i taki właśnie system stworzyliśmy. Funkcjonuje on znakomicie – ocenił.
Według Eike Schmidta trzeba odejść od sezonowego podejścia do turystyki, w którym napływ koncentruje się głównie w jednej porze roku.
Koniec z barierkami
Dyrektor florenckiego muzeum zapytany o to, czy obserwuje zachowanie ludzi, gdy stają przed wielkimi dziełami, odparł:
– Przyglądam się im codziennie. Podczas prac nad projektem nowej ekspozycji dzieł bacznie obserwowaliśmy, jak zachowują się zwiedzający w obliczu wielkiej sztuki. I faktycznie zauważyliśmy, że niektórzy odczuwają silne emocje, także swoisty strach. Tak reagują na estetyczną i religijną moc obrazów – powiedział. Odnotował, że z czasem pojawiła się moda na selfie w Uffizi. Zastrzegł: – Nigdy nie pozwoliliśmy na tak zwane patyki do selfie, bo można nimi wyrządzić szkody dziełom i innym osobom. Ale sam impuls, by zrobić sobie selfie przy słynnym obrazie jest czymś pozytywnym, bo to oznacza, że ktoś chce się symbolicznie połączyć z dziełem w tle, utrwalić wizytę w muzeum. Nie jestem zatem przeciwny selfie w muzeum – zapewnił dyrektor Eike Schmidt.
Wyjaśnił, że urządzając nowy system wystawienia dzieł, starano się stworzyć warunki do bezpośredniego kontaktu z nimi; dlatego przed obrazami w gablotach nie stoją już barierki i wokół jest więcej przestrzeni.
– Kiedyś te barierki były, ludzie starali się je przekroczyć i zawsze włączał się wtedy alarm. Nasi strażnicy dostawali wręcz szału. Teraz, kiedy nie ma już barierek, ludzie zachowują się bardziej odpowiedzialnie i zachowują odległość. Gdy ktoś chce sobie zrobić selfie, rozgląda się, jakby przepraszał innych zwiedzających; robi szybko zdjęcie i odchodzi.
Dyrektor Uffizi wyraził zadowolenie z rosnącej liczby młodzieży wśród zwiedzających; stanowi ona jedną trzecią wszystkich gości.
Zwrócił uwagę na wydarzenie, które miało wielki wpływ tę dużą zmianę.
– W 2020 roku odwiedziła nas słynna włoska infuencerka Chiara Ferragni, która opublikowała w mediach społecznościowych zdjęcia z wizyty w muzeum. Natychmiast odnotowaliśmy wzrost młodych zwiedzających o 27 procent. To był ogromny skok. Potem zauważyliśmy, że w kolejnych tygodniach i miesiącach przychodziło wielu młodych ludzi w strojach, powiedziałbym, imprezowych; jakby szli do dyskoteki. Robili kilka zdjęć, naśladując swoją ulubioną influencerkę. Ale cudowną rzeczą jest to, że ponad 90 procent tych młodych ludzi nie przyszło tylko po to, by zrobić sobie zdjęcie, a potem wyjść. Oni przechodzą całą trasę zwiedzania, dokładnie tak, jak zrobiła to Chiara Ferragni. Ona po sesji zdjęciowej obejrzała dzieła sztuki, a za jej przykładem robi też to młodzież, zwiedzając muzeum przez dwie czy cztery godziny. Sprawdziło się to rewelacyjnie. Trzy lata po jej wizycie mamy zawsze znacznie więcej młodzieży niż wcześniej, także niż wiele innych muzeów – poinformował dyrektor.
Następnie stwierdził:
– Po modzie na selfie przyszła nowa – na krótki taniec przed dziełem sztuki, trwający 5-10 sekund. Robią to młode osoby: jedna tańczy, druga nagrywa; albo przed obrazem albo w korytarzach muzealnych. Nie ma w tym nic złego i taki taniec odbywa się bardzo spokojnie. My na to pozwalamy, bo dzięki temu nasze muzeum nie jest odbierane jako nudne, przykryte kurzem miejsce – wyjaśnił.
„Ekowandalizm”
Tematem rozmowy PAP z Eike Schmidtem byli również tzw. ekowandale, czyli osoby, które organizują happeningi w muzeach pod hasłami ochrony środowiska, sprzeciwu wobec paliw kopalnych i dopuszczają się czasem niszczenia dzieł sztuki.
– Jestem przekonany, że to zjawisko samo wygaśnie. Wybrali błędną drogę, by komunikować swoje poglądy, a poza tym się pogubili, bo teraz wielu z tych ekowandali broni terroryzmu Hamasu. W swoim przekazie dają wyraz temu, że są przeciwni wartościom zachodnim i chrześcijańskim, ale nie bardzo wiadomo, czego oni chcą. Ich metoda zamalowywania obrazów, które oni kojarzą z naszą kulturą i tożsamością, jest całkowicie błędna – oświadczył dyrektor Uffizi. Wyjaśnił: – My znacznie wcześniej, zanim się pojawiło to zjawisko, zainstalowaliśmy specjalne gabloty z bardzo odpornym szkłem. W Uffizi pierwsi opracowaliśmy tę technologię. Teraz wiele muzeów nas w tym naśladuje.
– Do nas ekowandale przyszli tylko raz. Nie mieli przy sobie żadnych farb w spreju, bo wiedzieli, że i w tej kwestii mamy wyraźne przepisy i nie można niczego takiego wnieść. Przynieśli transparent i klej, by przykleić się do szklanej gabloty na obrazie „Wiosna” Botticellego. Ale ponieważ mamy gabloty zbudowane według reguł najnowszych technologii i ma ono szczególną powierzchnię, przyklejenie dłoni nie było możliwe; ślizgały im się na szkle – opowiedział Eike Schmidt. – Przyszli policjanci, zabrali protestujących, a nasza sprzątaczka usunęła ten klej z gabloty w 30 sekund.