- W tym roku maszerujemy pod hasłem "Przerażająco queerowo - idziemy dla tych, którzy się boją". Pokażemy, że Lublin jest miastem akceptacji - mówiła Honorata Sadurska, jedna z organizatorek Marszu Równości.
- Jestem lesbijką, jestem w związku od czterech lat, od dwóch jestem zaręczona. Chciałabym normalnie wziąć ślub i normalnie żyć - mówi uczestnicząca w Marszu mieszkanka Lublina. - Ja nie mogę nawet mojej narzeczonej podać w papierach jako mojej partnerki, bo zaraz, albo będą krzywe spojrzenia, albo stracę pracę - już miewałam takie sytuacje. I to jest moment, w którym ja wychodzę i mówię "Halo! Jestem. Chce żyć". W Lublinie jak się ukrywasz to nie jest ciężko żyć, ale nie ukrywając się, to jest ciężko. Mam nadzieję, że za piątym, dziesiątym Marszem Równości w Lublinie, to już będzie wyglądać zupełnie inaczej.
- Musimy pokazać, że jesteśmy otwarci, że kochamy ludzi, kochamy siebie i to będzie moc, która będzie promieniować. Ja na to liczę - mówi Ilona, która na Marsz do Lublina przyjechała z Poznania.
- Raz na rok fajnie jest tak przyjść i poczuć się chcianym i poczuć się w swoim miejscu - mówi mieszkaniec Lublina.
- Patrząc ostatnio po tym jak ludzie mówią do mnie i o czym mówią do mnie, to ta tolerancja po prostu się zwiększa - mówi jedna z uczestniczek Marszu mieszkająca w Lublinie. - Ludzie są coraz bardziej świadomi, że to nie jest choroba, nie jest to problem, tylko jest to rzecz normalna.
- To jest mój drugi Marsz Równości w Lublinie - mówi kolejna uczestniczka. - Czuje się bezpiecznie wśród tych ludzi, bo wiem, że jestem ze swoimi i czuje się dobrze. Na co dzień nie czuję się dobrze, boję się podejść do kogoś, opowiedzieć o sobie. I teraz jak widzę tych wszystkich ludzi, którzy są tacy jak ja, czuję się lepiej, czuję się widziana.
W tegorocznym Marszu Równości wzięło udział kilkaset osób. Policja nie odnotowała żadnych incydentów.