Problem z miejskim stypendium naukowym. Za niski poziom zgłoszeń

15 tys. 300 zł rocznie i 19 tys. 200 zł rocznie z miejskiej kasy to dla osób studiujących i robiących doktorat łakomy kąsek. Program od 13 lat cieszy się popularnością, ale w tym roku nie ucieszy się z niego za dużo osób. Dokładnie 10 – pięć studenckich i pięć doktoranckich – będzie otrzymywało przelewy z ratusza, choć wniosków było prawie 12 razy więcej (118).

– Uczciwie mówię, że poziom tych wniosków jest niestety coraz niższy. I nie może dziwić sytuacja, że komisja postanowiła przyznać stypendia pięciu studentom i pięciu doktorantom – informuje Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina ds. oświaty i wychowania.

Jak wskazuje Kurier Lubelski, pieniądze są wyliczone tak, żeby ze stypendiów mogło skorzystać prawie 150 osób (120 studenckich, 30 doktoranckich). W 2012 r. przelewy płynęły na 67 kont (43 studenckie i 24 doktoranckie), a dwa lata temu 46 (25 studenckich i 21 doktoranckich). Kwota comiesięcznych wpływów to 40 proc. minimalnego wynagrodzenia dla osób studiujących, czyli 1708 zł, oraz jego połowa dla osób robiących doktorat, czyli 2135 zł. Żeby dostawać takie pieniądze, trzeba spełnić dwa warunki – możliwość wykorzystania prowadzonej działalności naukowej lub artystycznej osoby do rozwoju Lublina i regionu lub samej nauki oraz wysokie wyniki w nauce.

Nie wiadomo jednak, czy te zasady w najbliższym czasie się nie zmienią. Z uwagi na niski poziom wniosków miasto chce przeanalizować, czy obecna formuła w świetle okoliczności nadal jest wystarczająca.

– Chcemy jeszcze bardziej docenić tych studentów i doktorantów, których praca i osiągnięcia naukowe jak najpełniej służą rozwojowi miasta, dlatego zaplanowaliśmy spotkanie z zespołem ds. stypendiów w tej sprawie – mówi Banach, zapewniając, że likwidacja stypendiów nie jest brana pod uwagę.

Zobacz zdjęcia: Studniówka uczniów XXIX LO im. „Zapory” w Lublinie. Ach, co to był za bal!