Rajd pana Janusza rozpoczął się 3 lipca w Lublinie. Najpierw objechał lubelskie miasta i miasteczka, potem przekroczył granice województwa. Przez miesiąc odwiedził m.in. Zamość, Kraśnik, Radom, Puławy, Bytów, Rawicz, Częstochowę czy Opoczno.
Spotykał się z lokalnym samorządowcami i mieszkańcami, promując ideę krwiodawstwa. - Niektórzy myśleli, że krew się produkuje, jak skórę czy kości. Chciałem im uświadomić, że tak nie jest i ważny jest każdy oddany litr - mówi Radiu Eska.
- Żartowałem, że jestem żywą reklamą lubelskiego krwiodawstwa. Sekunda reklamy kosztuje wiele, ja to robię z woli serca. Słuchając mnie, ludzie decydowali się oddać krew. Tłumaczyłem, że ważne są też pewne kryteria dawcy - dodaje.
Jak przyznaje, podczas rajdu nie brakowało ciekawych i zabawnych sytuacji, wszystkie prowadziły jednak do osiągnięcia zamierzonego celu.
- Jednego razu wszedłem coś zjeść do baru. Zaoferowano mi darmowy żurek. Słyszano o mojej akcji w lokalnych mediach. Opowiedziałem o tym i kelnerka zadeklarowała, że odda krew. Takich historii było wiele - tłumaczy Kobyłka.
Mężczyzna już teraz planuje kolejny wyjazd. Szczegółów akcji na razie nie chce zdradzać.
Krew pilnie potrzebna latem
Przypomnijmy, że krwi w bankach brakuje zwłaszcza latem. Widoczne jest to szczególnie w czasie trwającej epidemii. Dziennie potrzeba jej ok. 450 ml, znacznie więcej w weekend.
- Dziennie potrzebujemy 200 honorowych dawców, aby zabezpieczyć krew dla mieszkańców Lubelszczyzny - mówi dr Elżbieta Puacz, dyrektor RCKiK w Lublinie. Niezmiennie, najbardziej potrzebna jest grupa 0Rh-