Lublinianie wobec drożyzny są coraz bardziej bezradni, a idzie zima. - Nie mam pojęcia, kiedy włączę kaloryfery. Chyba, jak zamarznę - śmieje się gorzko emerytka.
- Nie mam za wiele pieniędzy po śmierci męża. Jest bardzo drogo. Za drewno zapłaciłam ponad 8 tys. zł, rok temu 4 tys. Dopłata to tylko tysiąc - żali wdowa z Lublina.
- Starsi ludzie zakręcają kaloryfery i siedzą w kuchni w szmatach, a potem chorują. Ludzie popłyną. Niższe temperatury są zdrowsze, ale nie do przesady - mówi sklepikarz z centrum miasta.
- Czasami nie ma innego wyjścia - opowiada lublinianka. - Ja na średnio włączyłam. Nie ma sensu marznąć i później wydawać na leki. Są bardzo drogie - dodaje. - Do tego stopnia, że ludzie odchodzą od kasy - mówi.
- Leki podskoczyły o 20 proc. Przynajmniej moje i oszczędzam właśnie najwięcej w tej chwili na lekach, witaminach. Mam szczęście, bo nie choruję przewlekle - dodaje jedna z mieszkanek, którą spotykamy na targowisku na Bronowicach.
Cały czas drogie są też paliwa, produkty spożywcze i ubrania. Rekordowa we wrześniu była inflacja. Wyniosła ponad 17 proc. Według prognoz, w grudniu może sięgnąć nawet 20 proc.
Polecany artykuł: