O kłopotach Krzysztofa Ż. pisaliśmy w listopadzie. Przypomnijmy, jego przełożony zorientował się, że pracownik dziwnie się zachowuje. Wezwał policję, żeby sprawdziła, czy nie jest pod wpływem narkotyków. Kiedy się to potwierdziło, służby wzięły sprawy w swoje ręce. Podczas śledztwa okazało się, że radny miał narkotyki nie tylko we krwi, ale też w domu. Za posiadanie 160 g suszu konopnego grozi mu do 10 lat więzienia.
Tymczasem zanim 46-latka dotknęły sankcje prawne, odczuł partyjne. Tydzień po feralnym dymku zwrócił się do szefów klubu radnych PiS o zawieszenie jego członkostwa. W listopadowej sesji rady miasta nie uczestniczył, ale w grudniowej już tak.
Zmiany przyniosła jednak ostatnia, styczniowa sesja, która odbyła się w poniedziałek. Ż. był na posiedzeniu i uczestniczył w głosowaniach. Następnego dnia, jak podał portal Lubartów24.pl, złożył wniosek o rezygnację z mandatu radnego. Miał go argumentować względami osobistymi.