Do zatrzymania doszło w gm. Stoczek Łukowski 9 czerwca. Był późny wieczór i patrol zwrócił uwagę na stojący na parkingu samochód. Jak wytłumaczył nam rzecznik łukowskiej policji, mundurowi robią „rutynowe kontrole” aut, jeśli późną nocą stoją np. blisko budynków mieszkalnych.
Okazało się, że za kierownicą siedział 34-letni mężczyzna. Z ustaleń Faktu, który o sprawie poinformował jako pierwszy, wynika, że był to ksiądz z Radzynia Podlaskiego. Jego samochód natomiast stał w ustronnym miejscu, które upodobali sobie młodzi ludzie m.in. do spożywania narkotyków. Poza tym gazeta ustaliła, że mężczyzna siedział częściowo rozebrany i nie był w stanie logicznie się porozumiewać. Wtedy służby postanowiły przeszukać jego auto i znalazły środki odurzające. Jak udało nam się dowiedzieć, były wśród nich mefedron, amfetamina i susz konopi indyjskich. W drugiej kolejności więc mundurowi przeszukali jego mieszkanie na plebanii.
Teraz sprawą zajmuje się prokuratura. Postawiła mężczyźnie zarzut posiadania środków odurzających lub psychotropowych, za który wg kodeksu prawa grożą nawet 3 lata więzienia. Duchowny przyznał się do zarzutów, zastosowano wobec niego dozór policji.
Prawne konsekwencje nie są jedynymi, które dotknęły księdza, bo na doniesienia o popełnionych czynach zareagował też jego przełożony. Wg informacji Super Expressu, biskup siedlecki dowiedział się wszystkiego od innych duchownych jeszcze przed tym, jak odezwała się do niego policja. W efekcie miał natychmiast odsunąć niepokornego duchownego od wszelkich prac duszpasterskich i nakazać współpracę z organami ścigania. Zobowiązał go także do podjęcia terapii w ośrodku zamkniętym.