Związek Nauczycielstwa Polskiego 1 września planuje oflagowanie budynków i oplakatowanie szkół. W kolejnych tygodniach nie wykluczony jest jednak regularny strajk. Nauczyciele narzekają na małe pensje czy dużą liczbę nadgodzin.
- Jesteśmy przemęczeni, a obowiązków mamy coraz więcej - mówi nam nauczycielka jednego z techników z Lublina. Kobieta przepracowała 20 lat. - Jest źle. Po tylu latach na całym etacie zarabiam 3100 zł na rękę. Tylko 100 zł podwyżki w tym roku. To jest śmieszne - dodaje.
W szkole planowane są klasy łączone. - Ponad 30 osób. Trzy kierunki. Przygotowuję uczniów do matur. Odpowiedzialność ogromna. Mamy bardzo wielu uczniów z niepełnosprawnościami. Odpowiedzialność ogromna. Nie ma na to pieniędzy. Tnie się tam, gdzie nie trzeba - złości się nauczycielka.
- To ktoś na górze powinien zdecydować jak pracuje się w dużej szkole, w takiej jak nasza, skomplikowanej, różnorodnej, pełnej problemów - mówi.
Nauczyciele nie są zorganizowani. Strajk nawet jeśli będzie, nie uda się - uważa nasza rozmówczyni. - Kłócimy się też między sobą. Jedni strajkują, drudzy nie. Boimy się o utratę pracy. Nie potrafimy walczyć o swoje. To nasz największy problem - zaznacza. - Najważniejsi i tak są uczniowie. Dzieci trzeba uczyć. My musimy pracować. Rząd niech się tym zajmie - kończy.
Rozmowy z resortem edukacji i rządem trwają. Nauczyciele chcą poprawy jakości pracy i płacy. Głównym postulatem są dwudziestoprocentowe podwyżki.