- To są wieszaki zwykłe i niezwykłe - mówi Małgorzata Michalska-Nakonieczna, która z zawodu jest historykiem sztuki, a prywatnie kolekcjonuje wieszaki. - Zwykłe, ponieważ to jest zwykły przedmiot codziennego użytku, natomiast niezwykłe dlatego, że po pierwsze są stare, mają siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, a niektóre nawet sto lat i mają reklamowe napisy.
I to właśnie od tych napisów się zaczęło. Pierwsze wieszaki Małgorzata Michalska-Nakonieczna znalazła w szafach dziadków. Zainteresowały ją te napisy oraz to skąd pochodzą wieszaki, jaką historię kryją.
- W szafie dziadków znalazłam wieszak ze sklepu "Ignatowski i Spółka" z Warszawy. Była to firma rodzinna, prowadzili ją bracia mojej prababci. Te wieszaki do Lublina trafiły pewnie z prezentami dla siostry od braci - mówi kolekcjonerka. - Kolejne wieszaki znalazłam w szafie moich drugich dziadków. To były wieszaki z "Poznańskiego Domu Odzieży". Dziadek był przed wojną studentem KUL i pewnie w tym Domu Odzieży zaopatrywał się w mundurek.
O historii tych wieszaków opowiedziała rodzina.
- Mówiono szczególnie o tym sklepie Ignatowskich. Został on zniszczony całkowicie w czasie wojny i właściwie nie pozostało z niego nic, poza tymi wieszakami i opowieścią o tym sklepie - dodaje. - Myślę, że to moje zainteresowanie wieszakami wzięło się trochę z tej opowieści o przedmiocie, ponieważ to od tego się zaczyna. To chodzi o tę historię, nawet nie tyle o sam przedmiot, tylko o to, co on niesie ze sobą.
Pani Małgorzata kolejne wieszaki do swojej kolekcji znajdowała na targach staroci, kiermaszach z używaną odzieżą. Później zaczęli przesyłać je różni ludzie z całej Polski, gdy dowiedzieli się o jej pasji. Rodzina i przyjaciele wiedzą, że obok starego wieszaka przejść obojętnie nie mogą i gdy gdzieś taki zobaczą to od razu dostarczają go do Pani Małgorzaty. Obecnie kolekcja liczy około 60 sztuk. Są w niej wieszaki lubelskie, żydowskie, niemieckie, z Wrocławia, z Jeleniej Góry, z Gdańska, a nawet z Nowego Jorku.
- Interesowały mnie te nazwiska, adresy, gdzie znajdował się dany sklep - mówi kolekcjonerka. - Adres to konkretny budynek, a budynek ma swoją historię. Dzięki temu ja mogę docierać do archiwaliów i tam kawałek po kawałku, puzzel po puzzlu składam tę historię.
Wydawać, by się mogło że zwykły wieszak na ubrania, a okazuje się, że ukrywa w sobie z jednej strony historię danego budynku, z drugiej strony historię właściciela sklepu, a także osoby, która kupiła coś w tym sklepie.
- Ta historia sklepów często rozwija się do takiej sagi rodzinnej - mówi Małgorzata Michalska-Nakonieczna. - Najbliższa i najłatwiejsza do uzyskania była właśnie saga rodziny Ignatowskich. Informacje, które miałam z domu były bazą do dalszych badań archiwalnych. Kolejna to, np. saga lubelskiej rodziny Gryzoletów. Była to żydowska rodzina, która miała tutaj przed wojną wielki, prestiżowy sklep z futrami. Ta historia połączyła mi się z wieszakiem, kiedy w Teatrze NN znalazłam relację córki. Wspomina w niej wieszak, dokładnie taki sam jaki ja mam. To jedyna rzecz jaka jej pozostała po tej spuściźnie rodowej: po tym sklepie, majątku, życiu w Lublinie, ponieważ jeszcze przed wojną wyjechała z Polski. Te wieszaki, to taka pigułka dziejów Rzeczpospolitej, która mieści się w dużym pudle.
To także miejsca, których już dzisiaj nie ma.
- Jednym z moich ulubionych wieszaków jest ten ze sklepu Berka Szweca,który znajdował się przy ul. Nalewki 13 w Warszawie. To jest ten obszar Warszawy, który już dzisiaj nie istnieje - dodaje kolekcjonerka. - To jest dzielnica, która została całkowicie zniszczona przez Niemców. Dzisiaj na tym obszarze jest zupełnie inny układ miasta, więc to jest taki wieszak ze świata, którego nie ma. Udało mi się fragmentaryczne dzieje tej rodziny odszukać.
Więcej "wieszakowych" historii możecie zobaczyć także na Facebooku "Historia na wieszaku Gosia Michalska-Nakonieczna".