Chociaż ta lekko spadła, bo w kwietniu wyniosła 14,7 proc. rok do roku z 16,1 proc. w marcu (według szacunków GUS), nadal nie ma mowy o stabilizacji cen.
Widać to w wyborach klientów, ale i decyzjach samych handlarzy. Pan Rafał na lubelskich Bronowicach prowadzi dwa punkty z warzywami i owocami, jak mówi w rozmowie z nami, ceny są różne, ale na pewno nic nie tanieje.
W sprzedaży są już lubiane i popularne polskie nowalijki: kapusta, sałaty, botwina czy rabarbar. — Ceny są nieco wyższe — słyszymy. — W podobnych cenach kupimy m.in. rzodkiewkę - między 2 a 4 zł za pęczek, czy sałatę - do 4 zł za główkę — mówi sprzedawca.
Drożeją przede wszystkim polskie ogórki i pomidory, i to niezależnie od odmiany. Wybór ogromny: są malinowe, polskie czerwone, tzw. gargamale, jak to się mówi na Lubelszczyźnie, ale wszystko podrożało i to bardzo.
Dlaczego?
— Podrożał bardzo węgiel. Producenci, którzy uprawiają te warzywa w szklarniach muszą to po prostu ogrzewać — wyjaśnia powody pan Rafał.
Powoli pojawiają się też pierwsze polskie truskawki. — Wkrótce będzie ich więcej. Może być jak zawsze drogo na początku, ale słyszałem, że może wręcz przeciwnie, bo mamy w tej chwili zalew produktów z importu, np. mrożonek — mówi handlarz. — Trzeba poczekać i nie narzekać — dodaje.
Narzekają cały czas klienci. — Bo mają też swoje powody. Narzekają też ogólnie na trudniejsze życie — mówi sprzedawca. — Obrywa się cały czas warzywom i owocom, niektóre biją rekordy. Cebula i marchewka są po 7 zł za kg — dodaje.
— Jest mniejsza podaż. Ja np. sprzedaję z marżą niższą niż w poprzednich latach — mówi pan Rafał. W bronowickich punktach nie spadła jednak jakość produktów. Sprzedawca cały czas dba o odpowiednie źródła i najlepszych dostawców.
— Dajemy radę. Trzeba to wszystko pogodzić — zaznacza.