W szpitalnym oddziale ratunkowym tylko w piątek na 98 pacjentów pomocy wymagało 20 dzieci z Ukrainy. - Pacjentów będzie przybywać. A schronienia i wsparcia wymagają nie tylko dzieci, ale i matki - mówi nam Agnieszka Osińska, rzeczniczka USzD w Lublinie.
Coraz częściej zdarzają się sytuacje, kiedy do SOR przywożone są matki z dwojgiem, a nawet trojgiem dzieci i babcią. - A leczenia wymaga jedno dziecko, ale wszyscy jadą karetką prosto z granicy. Próbujemy znaleźć im opiekę, jakiś nocleg, jakieś polskie schronienie - opisuje Osińska.
W szpitalu nie ma hostelu dla rodziców. Można jednak spędzić noc przy łóżku dziecka. - Dla tych matek to przecież nie lada wyczyn i fizyczny, i psychiczny, dlatego udzielamy im pomocy, także psychologicznej - mówi rzeczniczka.
W pomoc zaangażowani są zarówno psychologowie, ukraińscy pracownicy szpitala, jak i studenci. - Pomagamy dzieciom i mamom na tyle, na ile możemy, aby czuli się u nas bezpiecznie - wyjaśnia.
Pacjenci z Ukrainy dostają także pomoc materialną. - To odruch serca naszych pracowników. Przekazują podstawowe środki higieniczne i jedzenie - opowiada Osińska. Szpital dostaje też wsparcie od firm prywatnych i organizacji pozarządowych. - Wiele mam dostaje też pomoc od rodzin, u których mieszka – dodaje.
Potrzebne dalsze leczenie lub pilna operacja
Wszyscy są wycieńczeni podróżą i przerażeni. Większość dzieci cierpi na choroby przewlekłe. Po przekroczeniu granicy ich stan się pogarsza, dlatego szybko muszą zostać przewiezione do szpitala. Wielu leczonych jest w szpitalach w Ukrainie, a w Polsce terapie należy kontynuować.
Do lubelskiego szpitala transportowane są też dzieci prosto z ukraińskich placówek. - To dzieci obciążone wadami genetycznymi, ciężkimi schorzeniami. Mamy takich pacjentów w oddziale intensywnej terapii; hematologii, onkologii i transplantologii dziecięcej czy w oddziale endokrynologii - wymienia Osińska.
Niestety, często to dopiero w Polsce mamy dowiadują się o chorobie swoich dzieci. - Tam nie postawiono diagnozy. Obserwujemy to np. w przypadku cukrzycy – mówi rzeczniczka lubelskiego szpitala.
Zawirowania systemowe nie do przebicia
Coraz więcej dzieci trafia do SOR-ów. Wielu pomoc mogłoby otrzymać u lekarzy rodzinnych. To m.in. dzieci starsze, dzieci z podwyższoną temperaturą.
- To nowa sytuacja, ale apelujemy i do rodzin przyjmujących uchodźców, i do osób odpowiedzialnych za punkty recepcyjne, aby kierowały dzieci do lekarzy POZ. Tam lekarz oceni, czy jest potrzebne dalsze leczenie - twierdzi Osińska. - SOR daje pierwszeństwo dzieciom w bezpośrednim zagrożeniu życia. Pamiętajmy też, że na Lubelszczyźnie są inne placówki pediatryczne - dodaje.
Pozostałe nadal jednak borykają się trudnościami kadrowymi i strukturalnymi. W przygranicznym Hrubieszowie na przykład w tej chwili na oddziale dziecięcym jest tylko 22 łóżka.
- Przyjmujemy także dzieci uchodźców. Pacjentów jest dość dużo. Na razie wszystko jest pod kontrolą. To głównie infekcje górnych dróg oddechowych, bóle brzucha, biegunki, wysoka gorączka. Dzieci zostają na jeden-dwa dni – mówi nam Alicja Jarosińska, dyrektorka hrubieszowskiego szpitala.
- Kiedy patrzymy jednak na to, co się dzieje w punktach recepcyjnych, jesteśmy pewni, że zachorowań będzie więcej, zarówno dzieci Polaków, jak i Ukraińców - dodaje. W Przypadku poważniejszych schorzeń pacjenci kierowani są do Lublina.
Lubelska klinika to jedyny ośrodek specjalistyczny w regionie. Kłopotem jest też wciąż trwający w szpitalu remont. Po odmrożeniu łóżek covidowych - zgodnie z deklaracją wojewody - część oddziałów ma być przeniesiona do szpitala przy al. Kraśnickiej.
Co w sytuacji większej liczby pacjentów z Ukrainy, także rannych? - Czekamy na decyzje władz centralnych. Wierzymy, że będzie dobrze – mówi Agnieszka Osińska.
W Polskich szpitalach przebywa już ponad 700 dzieci z Ukrainy. 14 ośrodków pediatrycznych w Polsce uruchomiło system przyjęć małych pacjentów w trybie pilnym. Na razie większość dzieci trafia do szpitali specjalistycznych w Warszawie, w Krakowie i w Kielcach.