Jak informuje Dziennik Wschodni, były radny przyznał się do winy i sam zaproponował dla siebie karę: miał to być rok więzieniu w zawieszeniu na dwa lata i 10 tys. zł grzywny. Sąd zgodził się z pierwszą częścią, natomiast karę pieniężną zwiększył do 15 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny, a dotyczy posiadania ponad 143 gramów marihuany.
Kiedy wybuchła afera, Żyśko mówił, że narkotykowe „inhalacje” pomagały mu się uspokoić i lepiej funkcjonować. Teraz jednak wg informacji Dziennika przestał je stosować. Zapewnił, że nie bierze już narkotyków, nie pije alkoholu i nikomu tych używek nie poleca.
O sprawie Krzysztofa Ż. pisaliśmy w listopadzie, a później w styczniu. Jego przełożony zorientował się, że pracownik dziwnie się zachowuje. Wezwał policję, żeby sprawdziła, czy nie jest pod wpływem narkotyków. Kiedy się to potwierdziło, służby wzięły sprawy w swoje ręce.
Tymczasem zanim 46-latka dotknęły sankcje prawne, odczuł partyjne. Tydzień po feralnym dymku zwrócił się do szefów klubu radnych PiS o zawieszenie jego członkostwa. W listopadowej sesji rady miasta nie uczestniczył, ale w grudniowej już tak. Ostatni raz brał udział w posiedzeniu w styczniu, a następnego dnia złożył wniosek o rezygnację z mandatu radnego. Miał go argumentować względami osobistymi.
Zobacz zdjęcia: Przysięga terytorialsów i piknik wojskowy w Lublinie
Polecany artykuł: