Lubelscy terytorialsi uczyli się, jak radzić sobie z hipotermią
W weekend (25-26 stycznia) lubelscy terytorialsi wraz z funkcjonariuszami Wydziału Zabezpieczenia Działań Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej odbyli specjalistyczne szkolenie z hipotermii (przypomnijmy, że słowo to oznacza zagrażający życiu stan, kiedy temperatura ciała spada poniżej 35°C, co może być spowodowane np. długotrwałym wychłodzeniem). Przeprowadził je rekordzista Guinnessa i specjalista survivalu Piotr Marczewski, który jest też instruktorem 10 Świętokrzyskiej Brygady OT.
Szkolenie składało się z części teoretycznej oraz praktycznej. Po przyswojeniu wiedzy z teorii przyszedł czas na sprawdzenie umiejętności w rzeczywistości. Uczestnicy, przebywając nad zalewem w Janowie Lubelskim, na własnej skórze przekonali się, jak zachowuje się wychłodzony organizm.
– Zajęcia praktyczne rozpoczęły się od zaskoczenia – żołnierzom zabrano żywność i zbędne wyposażenie pozostawiając jedynie wodę, dodatkowy mundur, bieliznę, śpiwór i zestawy survivalowe. Wszyscy uczestnicy zaczęli od zamoczenia butów, aby w praktyce przećwiczyć techniki przeciwdziałania „okopowej stopie” i od tego zadania, spędzili ponad 24 godziny i pokonali blisko 30 km marszu w kompletnie przemoczonych butach – relacjonuje kpt. Marta Gaborek, oficer prasowy 2 LBOT.
Później odbył się pokaz wprowadzenia jednego z żołnierzy w stan wychłodzenia po to, by uczestnicy szkolenia mogli zapoznać się "na żywo" z reakcjami organizmu w poszczególnych etapach hipotermii. Następnie wszyscy na kwadrans musieli wejść do zimnej wody, przy czym już przy pierwszej próbie trzeba było całkowicie się zanurzyć. – Na własnej skórze przekonali się jaki wpływ ma wyziębienie organizmu na logiczne myślenie, percepcję i nastrój. Po wyjściu mogli ogrzać się jedynie w śpiworach – dodaje kpt. Gaborek.
Ekstremalny sprawdzian lubelskich terytorialsów
Na tym nie koniec. Jak się okazuje, terytorialsi nie mieli czasu na odpoczynek, bo po chwili trzeba było przystąpić do zadania zaliczeniowego, które okazało się być nie tylko fizycznym, ale i psychicznym sprawdzianem wytrzymałości. Żołnierze w umundurowani musieli spędzić w zimnej wodzie kolejne 15 minut. Od razu po wyjściu z niej przyszła pora na wykorzystanie zestawów survivalowych, w które byli wyposażeni, bo trzeba było rozpalić ognisko, a następnie w określonym czasie rozłożyć i złożyć karabinek MSBS GROT.
– Dopiero po wykonanym zadaniu mieli możliwość chwilę ogrzać się w śpiworach i przebrać w suche ubrania, po czym rozpoczęli wielogodzinny marsz na azymut. Transportując 80 kilogramowy balast, musieli odnaleźć ukryte w lesie elementy obozowiska, racje żywnościowe, rozbić bazę noclegową, rozpalić ognisko metodą tradycyjną, pozyskać wodę i spożyć posiłek o wartości kalorycznej nieprzekraczającej 120 kcal na osobę – relacjonuje dalej oficer prasowy 2 LBOT.
Dopiero wtedy przyszedł czas na mały odpoczynek. Nie trwał on jednak długo, bo przed uczestnikami szkolenia do pokonania było kolejne 18 km, po których… znów musieli wejść do zimnej wody i tym razem spędzić w niej 20 minut.
Dlaczego to szkolenie składało się z tak ekstremalnych zadań?
– Celem zajęć było nauczenie żołnierzy, jak przeciwdziałać hipotermii, jak radzić sobie samemu i jak nieść pomoc innym w sytuacjach skrajnego wychłodzenia, odmrożeń i bezpośredniego zagrożenia życia. Zależało mi na tym, aby uczestnicy szkolenia nauczyli się, jak mimo ekstremalnych warunków, wychłodzenia i zmęczenia wciąż kontrolować procesy termoregulacji swojego organizmu, co jest kluczowe w hipotermii. Mam nadzieję, że szkolenie nie tylko wzbogaciło wiedzę żołnierzy na temat hipotermii, ratownictwa i survivalu, ale także pomogło im pokonać własne słabości – tłumaczył prowadzący szkolenie Piotr Marczewski.
Zobacz zdjęcia!