Medycy od piątku przebywają na zwolnieniach lekarskich. Sprawę ujawniliśmy jako pierwsi. W piątek rano przed szpitalem ustawiała się kolejka karetek. Pracownicy z nocnej zmiany nie mogli opuścić oddziału, bo nie mieli zmienników. Dzisiaj po raz kolejny nie udało się zażegnać konfliktu.
- Niestety do tej pory nie zgłosił się do rozmów z dyrekcją żaden z przedstawicieli pracowników oddziału. Nie zostały też jej przedstawione żadne postulaty - czytamy w oficjalnym komunikacie władz szpitala.
- Rozmowy dotyczące wynagrodzenia pracowników SOR z dyrekcją były prowadzone z ich udziałem blisko rok. Ostatnie rozmowy - jak i wymiana korespondencji - miały miejsce w październiku 2021 roku - odpowiadają w przesłanym do naszej redakcji piśmie pracownicy.
- Dyrekcja od początku zna nasze postulaty. Rozmowy trwają od dwóch miesięcy. Za każdym razem warunki są zmieniane. Trudno walczy się o swoje, kiedy panuje atmosfera zastraszania, a szeregowy pracownik nie ma wsparcia od przełożonych - ujawniają przedstawiciele SOR.
Dzisiaj Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych SPSK4 przyznał, że nie chce uczestniczyć w strajku, a dyrekcja uznała go za protest nielegalny. - Liczba zwolnień lekarskich okazanych w ostatnim czasie wskazuje, że mamy do czynienia z formą nielegalnego protestu pracowników - informują władze placówki.
Teraz w sprawie mediować ma wojewoda lubelski. Spotkanie zaplanowane jest na wtorkowy poranek. Już w poniedziałek Lech Sprawka spotkał się z pełnomocnikiem jednego z pracowników oddziału. W sprawę zaangażowany został także rektor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Paraliż w szpitalach regionu
Decyzją Wojewódzkiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego pacjenci nadal kierowani są do innych placówek w regionie, przez co lecznice są przepełnione.
Sytuacja jest trudna. Liczba chorych, np. szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie podwoiła się. – Najgorzej było w weekend. Przyjęliśmy dwa razy więcej pacjentów niż zwykle. Wszyscy dostali niezbędną pomoc. To głównie pacjenci z wypadków i z urazami - mówi nam dr Andrzej Ciołko, rzecznik szpitala.
W SPSK4 na SOR przyjmowani są jedynie pacjenci z udarami mózgu i z zawałem serca. Dzisiaj na zwolnieniach lekarskich jest już 59 osób spośród 88. Oddział tworzy obecnie minimalna obsada. Dyrekcja wskazuje, że to 36 pielęgniarek, 20 ratowników medycznych, 15 salowych i sanitariuszy i 3 statystyków i referentów.
- Pracują tylko nowo zatrudnieni, oddziałowi i osoby oddelegowane z innych oddziałów. Biorą godziny nadliczbowe – mówi nam jeden z pracowników. - Na zwolnieniach są także rejestratorzy czy sanitariusze – dodaje.
Oddział, gdzie nie trudno o zakażenie
Strajkujący zdają sobie sprawę z trudności. Jak mówią – musieli jednak zwrócić uwagę na złe warunki pracy. To segregacja pacjentów na korytarzu czy brak izolatek – wylicza jedna z pielęgniarek.
- Na stronie czerwonej, na jednej sali przebywa często jedna osoba chora na COVID-19 i osoby, u których nie stwierdzono zakażenia. Wszyscy leżą obok siebie. Dzieli je tylko parawan. Nie mamy izolatek, jak było to podczas trzeciej fali – opisuje.
Pracownica wskazuje też na zły system selekcji pacjentów. - Triaż prowadzony jest w przedsionku. EKG pacjentowi musimy wykonać na korytarzu, gdzie jest przeciąg i zimno – dodaje.
Dyrekcja problemu nie widzi i zasłania się przepisami ministerstwa
W wysłanym nam komunikacie czytamy, że wszystkie zmiany miały być konsultowane z pracownikami. Ponadto system pracy jest spójny z procedurami resortu zdrowia.
- W Szpitalnym Oddziale Ratunkowym obowiązują procedury takie same, jak w całym szpitalu, oparte na najnowszych wytycznych Ministerstwa Zdrowia oraz Towarzystw Naukowych. Procedura jest stale aktualizowana, zgodnie ze stanem wiedzy – mówi nam Alina Pospischil, rzeczniczka SPSK4.
- Podczas trzeciej fali punkt triażowania był zorganizowany w kontenerach na zewnątrz, jednak został on przeniesiony po wnioskach personelu SOR, dotyczących m.in. pracy w niesprzyjających warunkach atmosferycznych; ponadto rozdzielenie triażu na dwie drogi dla pacjenta - z podejrzeniem zakażenia i bez podejrzenia - wiązało się z zapewnieniem dodatkowej obsady personelu. Organizacja pracy w SOR i wszystkie zmiany funkcjonowania oddziału w czasie pandemii były ustalane wspólnie z pracownikami SOR. Od tego czasu nikt z personelu nie zgłosił ani razu problemów z organizacją tego miejsca – dodaje rzeczniczka.
Pracownicy odpierają te argumenty, twierdząc, że system pracy w kontenerze wyglądał zupełnie inaczej. - Nie musieliśmy wykonywać pacjentom ekg w kontenerze, a w gabinecie zabiegowym, w cieple. To były inne warunki i dla nas, i pacjenta. Nie prawdą jest także, że nie zgłaszaliśmy problemów. Wielokrotnie rozmawiałam o warunkach pracy z ordynatorem – mówi pracownica SOR.
Jakie rozwiązania? - Dla mnie to proste. Wymazy robimy w kontenerze. Następnie pacjent jest kierowany na SOR. Dyrekcja jest jest jednak głucha na rozmowy. Nie pracuje z nami. Słuchać też nie chce – dodaje.
- Do tej pory w SPSK Nr 4 nie potwierdzono żadnego przypadku transmisji wirusa podczas transportu – czytamy w komunikacie szpitala.
- Przez złą organizację i warunki pracy. Pacjenci zakażają się w szpitalu. Sama miałam takie sytuacje. Cóż, według szpitalnej pani epidemiolog wystarczy parawan między pacjentami. Lekarze też się na to godzą, bo nie mają wyjścia. Brak słów – bulwersuje się pielęgniarka.
Pracownicy walczą też o podwyżki "sorowskie" za pracę na czerwonej strefie.
Dyrekcja deklaruje 40 zł brutto, czyli 28 zł za cały dyżur. Medycy proponują stawki godzinowe. Przypomnijmy, pracownicy SOR podczas 12-godzinnego dyżuru przez 4 godziny pracują z pacjentami zakaźnymi. - W praktycy przez cały czas możemy mieć kontakt z pacjentami chorymi na COVID-19 - słyszymy.