- Nie byłem wtedy na miejscu. Byłem w domu, bo miałem przyjść na 19.00, na drugą zmianę. Widziałem jednak kupę dymu i tyle. Słyszałem też huknięcie. To było straszne. Aż szyby zaczęły drżeć w oknach – mówi pan Mateusz.
We wtorek o godzinie 15.40 na terenie wsi Przewodów w powiecie hrubieszowskim w województwie lubelskim doszło do wybuchu pocisku produkcji rosyjskiej, w wyniku czego śmierć poniosło dwóch obywateli Rzeczypospolitej Polskiej - przekazało polskie MSZ w komunikacie w nocy z wtorku na środę.
Z ustaleń Interii wynika, że jedną z ofiar jest 62-letni Bogdan W. To mieszkaniec Przewodowa. Drugi z mężczyzn — Bogdan C. w wieku 60 lat, który mieszkał w oddalonej o kilka kilometrów miejscowości Setniki. Pracowali w suszarni zboża. To miał być dzień jak każdy.
- Myśleliśmy o tym, że może suszarnia wybuchła, bo tam jest piec, ale okazało się, że rakieta spadła – mówi pan Mateusz.
- Wróciliśmy z pracy, wszędzie ludzie i tylko jedna wielka dziura, którą widzieliśmy w Internecie – opowiada Bogdan, mieszkaniec wsi.
To mała społeczności i znają się tu wszyscy. Jedna z ofiar była mężem nauczycielki z lokalnej szkoły podstawowej.
- Bardzo dobrze znaliśmy tych panów. Jeden z nich to szwagier naszego kolegi. Był z nami bardzo zżyty. Każdemu pomógł, wszystko zrobił. Był bardzo „obrotny” – wspomina pan Bogdan.
Mieszkańcom trudno się pogodzić z tym co się wydarzyło. Dzieci nie poszły do szkoły, a lokalne media donoszą, że niektórzy się spakowali i wyjechali do bliskich, którzy nie mieszkają tak blisko granicy.
- U nas blisko miejscowości to się stało. Wiadome co się jeszcze stanie? Każdy się boi, ale zobaczymy co będzie dalej – mówi jeden z mieszkańców.
Nikt nie spodziewał się, że te „wybuchy” to rakiety. Nikt też miejsca jeszcze nie widział. - Zadzwoniłem do kolegi i nogi się pode mną ugięły. Najpierw naprawdę myślałem, że to piec wybuchł, a później się okazało, że to rakieta spadła na wagę – opowiada pan Mateusz.
Mieszkańcom Przewodowa zapewniono pomoc psychologiczną, ale chwilę to potrwa, zanim odzyskają pełny spokój.
Pan Mateusz tego dnia miał do pracy na drugą zmianę, która zaczynała się o godzinie 19.00.
- Jak powiedzieli mi, że tych dwóch panów nie żyje to już w ogóle. To mogłem być ja – mówi.
Z mieszkańcami na miejscu rozmawiał dziennikarz Super Ekspressu - Mateusz Nadworski.