W środę przed komisją śledczą ds. wyborów korespondencyjnych zeznawała marszałkini Sejmu IX kadencji Elżbieta Witek, która powiedziała m.in., że nikt nie wywierał na nią nacisków w sprawie wyborów korespondencyjnych.
– Uważałam, że wybory korespondencyjne to jedyna możliwość, by Polacy mogli wziąć udział w wyborach w czasie pandemii – zaznaczyła.
Witek powiedziała dziennikarzom i dziennikarkom po zakończeniu posiedzenia, że niezorganizowanie wyborów prezydenckich w 2020 r. było jej odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu.
– Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości, bo nikt inny, poza marszałkiem Sejmu, nie może ogłosić wyborów prezydenckich – podkreśliła.
Witek zwróciła uwagę, że na posiedzeniu komisji wymagano od niej odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi nie znała.
– Dlatego, że ta komisja została powołana nie do zbadania procesu legislacyjnego – a ja miałam takie wrażenie, że się bada proces legislacyjny – tylko ta komisja została powołana do sprawdzenia zasadności, legalności, prawidłowości przeprowadzenia wyborów prezydenckich przez administrację rządową – zaznaczyła b. marszałkini Sejmu.
Wskazała, że nie może mieć wiedzy na tematy, które dotyczyły rządu, bo wówczas w nim nie była.
– Tutaj widziałam, że trochę pan przewodniczący (komisji Dariusz Joński-PAP) starał się zakpić ze mnie, że nic nie wiem, na wszystko odpowiadam "nie". To nieprawda, jeśli państwo byliście na sali, to na wszystkie pytania starałam się odpowiedzieć zgodnie z moją najlepszą wiedzą, odpowiedzialnością, a także kompetencjami, które miałam jako marszałek Sejmu – podkreśliła Witek.
– Fajnie jest dzisiaj mówić, co można było zrobić inaczej. Ale ja wiedziałam tylko jedno, że moi koledzy z rządu zrobią wszystko, żeby tak przygotować te wybory korespondencyjne, by te wybory mogły się odbyć w konstytucyjnym terminie – zaznaczyła.