Spis treści
- Tragiczny wypadek na ul. Jana Pawła II. „Jak zginąć, to w dzień przed Trzech Króli, k***a!".
- Zakatowali 16-letniego Eryka. Były wiceminister sprawiedliwości chciał dla sprawców kary śmierci
- Potrącenie pieszej na deptaku. Kobieta osierociła dwójkę dzieci
- Cud w Parczewie. Buzię widzę w tym drzewie
- Niewybuch na placu budowy. Ewakuacja 14 tys. osób
- Ciapunio. O psie, który zjadł 100 główek kapusty? #MuremZaCiapuniem
- Wiele miesięcy dłużej i wiele milionów drożej. Ukończono budowę dworca metropolitalnego
- Planety nad lubelskim zamkiem
- Szklanka na lubelskich drogach. Stłuczki osobówek, autobusów i karetki
- Rosyjska rakieta wkroczyła w przestrzeń powietrzną w Polsce. Ponad doba poszukiwań
Tragiczny wypadek na ul. Jana Pawła II. „Jak zginąć, to w dzień przed Trzech Króli, k***a!".
Rok 2023 r. przywitaliśmy bynajmniej niewesoło, bo śmiertelnym wypadkiem nastolatków i nastolatki na ul. Jana Pawła II. Doszło do niego w nocy z 4 na 5 stycznia. Parę minut przed północą samochód marki Audi jechał w kierunku al. Kraśnickiej w Lublinie. W pewnym momencie kierowca stracił panowanie nad kierownicą, uderzył w barierki, a następnie w słup trakcji trolejbusowej. Huk słychać było w pobliskich blokach. Na ratunek ruszyli świadkowie, ale dla trzech osób z tego auta było już za późno.
Na miejscu zginęła 16-latka, 17-latek oraz 18-letni kierowca. Przeżył 16-latek, którego ze zniszczonego samochodu wyciągnęli świadkowie. Resztę ofiar strażacy musieli wyciągać za pomocą specjalistycznego sprzętu. Audi A4 kierował 18-latek, który prawo jazy miał od połowy grudnia. Młody człowiek auto pożyczył od dziadka.
Zaraz po wypadku w sieci zaczął krążyć filmik, który został nagrany przez pasażerów i pasażerkę. Widać na nim, jak pędzą z prędkością 140 km/h, a w tle słychać komentarz „Jak zginąć, to w dzień przed Trzech Króli, k***a!".
Zakatowali 16-letniego Eryka. Były wiceminister sprawiedliwości chciał dla sprawców kary śmierci
Eryk miał 16 lat i całe życie przed sobą. 28 lutego po południu jednak jego plany i marzenia przestały być ważne, bo stracił życie pobity przez rówieśników i rówieśniczkę. Do zbrodni doszło ok. 16 na zamojskich Plantach, na ul. Piłsudskiego. To ruchliwa ulica, na której znajdują się sklepy, markety, park i przystanek komunikacji miejskiej. To jednak nie udaremniło tragicznego finału spotkania czwórki znajomych z 16-letnim Erykiem.
Sprawcami i sprawczynią zajścia było troje 16-latków i 17-latek, Daniel G. To właśnie on usłyszał zarzut dotyczący pozbawienia życia. Prokuratura uważa, że był najbardziej agresywny w tym zdarzeniu i to on kopnął chłopaka w głowę. Danielowi G. grozi za to nawet 25 lat pozbawienia wolności.
Surowiej chciał go ukarać Marcin Romanowski, były wiceszef ministerstwa sprawiedliwości.
– Za takie czyny powinna być kara śmierci – stwierdził zastępca Zbigniewa Ziobry.
W listopadzie do prokuratury trafił akt oskarżenia w sprawie Daniela G.
Potrącenie pieszej na deptaku. Kobieta osierociła dwójkę dzieci
Do zdarzenia doszło 26 kwietnia około godz. 8 na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. 47-latka, pracownica ratusza, szła wtedy deptakiem w kierunku Bramy Krakowskiej.
– W przeciwną stronę cofał kierowca dostawczego busa, który tyłem pojazdu potrącił mieszkankę Lublina. Kobieta w stanie ciężkim została przewieziona do szpitala – mówił nadkom. Kamil Gołębiowski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Niedawno odbył się proces oskarżonego. Zdaniem śledczych, mężczyzna cofał samochodem w miejscu przeznaczonym dla ruchu pieszych, nie zachował szczególnej ostrożności i nie ustąpił pierwszeństwa idącej w tym samym kierunku pieszej. Filip K. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 3 tys. zł grzywny. Sąd wydał także dwuletni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych i zasądził po 10 tys. zł nawiązki na rzecz dwójki dzieci kobiety.
Ta tragedia zmotywowała urząd miasta do przyjrzenia się zasadom wjazdu pojazdów na deptak, który jak sama nazwa wskazuje, jest terenem wyłączonym z ruchu kołowego. Od 1 czerwca dostawy mogą się tam odbywać od północy do 7 rano (a nie jak wcześniej w godz. 22-9).
Cud w Parczewie. Buzię widzę w tym drzewie
W maju tą informacją żył cały internet. W sieci pojawiło się nagranie drzewa, na którym widać twarz. Wielu sądziło, że to podobizna Jezusa lub Matki Boskiej. Na ul. Spółdzielczej w Parczewie zaczęli gromadzić się wierni, którzy odmawiali modlitwy.
– Wierzę, że to objawienie. O wszystkim dowiedziałam się od znajomych i wyszłam z domu.. To znak Opatrzności Bożej – mówiła portalowi parczew24.pl jedna z mieszkanek.Niedaleko tego miejsca jest sanktuarium Matki Bożej w Parczewie i wiele osób twierdzi, że to nie jest przypadek.
Ale kuria diecezji siedleckiej w objawienie nie uwierzyła.
– Biskup się nie będzie wybierał, ani nie będzie żadnej reakcji Kościoła. Nie ma tam żadnych znamion cudu – mówił ks. Jacek Świątek, rzecznik. Wyjaśnił także, że postacie pojawiające się na szybach, drzewach czy chmurach to w znakomitej większości zwykłe zjawiska przyrodnicze, a nie nadprzyrodzone. – Ta rzekoma „postać na drzewie” pojawiła się wskutek deszczu i słońca, a ludzie widzą, to co chcą zobaczyć – dodał.
Niewybuch na placu budowy. Ewakuacja 14 tys. osób
Tego nikt nie mógł się spodziewać. Był gorący sierpień, kiedy władze miasta i służby mundurowe, ale także sporą część mieszkanek i mieszkańców Lublina postawiła na nogi informacja o znalezieniu niewybuchu na placu budowy osiedla przy ul. Wrońskiej na Bronowicach. Oznaczało to konieczność ewakuacji 14 tys. osób mieszkających w wyznaczonej strefie.
Główną zbiórkę dla osób objętych ewakuacją miasto zorganizowało w Arenie Lublin. Oprócz tego osoby z niepełnosprawnościami i chore kierowane były w trzy inne miejsca. Wszyscy dowożeni byli darmową komunikacja miejską lub specjalnymi transportami. Według wyliczeń urzędu, w dzielnicy Bronowice, gdzie wykryto niewybuch, mieszka nawet 14 tys. osób. Z pomocy korzystało ich jednak zdecydowanie mniej. Większość przebywała w pracy lub u znajomych. – Trzeba iść do pracy. Prowadzimy z mężem gastronomie w centrum Lublina. W tej sytuacji to dobrze – mówiło nam małżeństwo z osiedla Maki. – Jadę z dziećmi do rodziców pod miasto – dodała mieszkanka ul. Elektrycznej. – My wybieramy działkę – komentowało nam małżeństwo seniorów.
Ewakuacja rozpoczęła się o godz. 7, natomiast o godz. 14 saperzy zakończyli akcję i wszyscy mogli wracać do domów.
Polecany artykuł:
Ciapunio. O psie, który zjadł 100 główek kapusty? #MuremZaCiapuniem
Jak przyznaje sama Elżbieta Jaworowicz, prowadząca „Sprawę dla reportera”, ta historia zaczyna się właściwie jak komedia, i właśnie na wesoło rozpromowała nasz region. Wszystko przez psa Ciapunia, który „wsławił się tym, że rzekomo zjadł 100 główek kapusty z pola sąsiadów”. Ale sprawa była dużo bardziej skomplikowana.
Szczytem absurdu sprawy, co poniekąd przyznaje nawet redaktorka Jaworowicz, jest wątek psa Ciapunia, więc przy nim się zatrzymajmy. Psiak jest kundelkiem „pokroju trochę większy jak kot” żyjącym razem z rodziną Tworków. Jak mówi właściciel, zwierzę cieszyło się również sympatią rodziny z sąsiedztwa, miało być nawet całowane w sam pysk za to, że zjadało szczury. Ale z czasem podobno zjadło coś innego.
– Rzekomo nasze psy miały wejść do nich na ogrodzoną posesję i zniszczyć im 100 główek kapusty. Zjeść. Były ślady, a ona [sąsiadka – przyp. Red.] sobie zażyczyła, żeby policja pobrała odciski i żeby udowodnić, że to były nasze psy – relacjonują Tworkowie w programie. Ale kiedy swoją wersję wydarzeń opowiada sąsiadka, zarzuca, że to właściciel i właścicielka żądali zbadania psich łap, co mówi, pukając się w czoło.
Sama analiza psich łap nie jest niczym nadzwyczajnym, bo policja dysponuje narzędziami, żeby je wykonać. Tyle że jak można wywnioskować ze słów zaproszonego do programu byłego funkcjonariusza Dariusza Lorantego, robi się to dość rzadko.
– Mieliśmy taki przypadek kiedyś. Zabójstwo w Warszawie, na dolnym Mokotowie. Prowadzono to jako zabójstwo, a to psy pogryzły człowieka i tam ślady traseologiczne udokumentowały odciski łap – mówi.Internauci i internautki zaraz po emisji programu podchwycili absurdalną historię, a po mediach społecznościowych krążyły wpisy i memy o Ciapuniu. Oskarżony o niecny występek piesek doczekał się nawet hasztagu #MuremZaCiapuniem.
Wiele miesięcy dłużej i wiele milionów drożej. Ukończono budowę dworca metropolitalnego
O tym można by napisać długi artykuł, co zresztą zrobiłyśmy nawet kilka razy (m.in. tutaj, tutaj i tutaj – warto, nie ma nudy!).
Największy w ostatnich latach plac budowy w Lublinie został zwinięty 20 października, czyli niecałe półtora roku po pierwszym planowanym terminie (był nim lipiec 2022). Dworzec metropolitalny, bo o nim mowa, zaskoczył władze miasta, a także mieszkanki i mieszkańców jeszcze jednym w aspekcie liczb – ostateczną ceną budowy, która wzrosła o 100 mln zł względem pierwotnej (miało być 200 mln zł).
Pod koniec listopada 2023 r. ratusz otrzymał decyzję Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o pozwoleniu na użytkowanie obiektu. Pierwsze autobusy mają z niego odjechać na początku stycznia, a w połowie miesiąca są przewidziane dni otwarte dla mieszkańców i mieszkanek.
W drugiej połowie grudnia, kiedy zdawać by się mogło, nic nie powinno nas zaskoczyć, wydarzyły się w Lublinie i w woj. lubelskim przynajmniej trzy sprawy, o których mówiła cała Polska (i nie tylko).
Najpierw nad lubelskim zamkiem zaczęły wirować planety.
Planety nad lubelskim zamkiem
To część promocji nowego filmu pt. „Rebel Moon” w reż. Zacka Snydera. Pokaz miał trwać cztery dni, do 18 grudnia, ale dwa ostatnie zostały nagle odwołane. Jak podało miasto, powodem miały być uwarunkowania atmosferyczne i techniczne.
Później, tuż przed świętami, mieszkańców i mieszkanki zaczęły martwić sprawy bardzo przyziemne, czyli
Szklanka na lubelskich drogach. Stłuczki osobówek, autobusów i karetki
Dzień przed wigilią pogoda w Lublinie to był koszmar! Nad miastem przeszły zamiecie śnieżne, które przyniosły oblodzenie, a tym samym fatalne warunki na drogach. W całym mieście były ogromne korki i dochodziło do szeregu stłuczek. Autobusy dosłownie taranowały innych uczestników i uczestniczki ruchu, a w korkach stały nawet pługosolarki.
A po świętach, kiedy już naprawdę nic nie mogło się wydarzyć, kiedy wszyscy robili podsumowania roku i zaczęli robić postanowienia na kolejny, na równe nogi cały kraj postawiła
Rosyjska rakieta wkroczyła w przestrzeń powietrzną w Polsce. Ponad doba poszukiwań
W piątek 29 grudnia przed godz. 11 Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że w godzinach porannych w przestrzeń powietrzną RP od strony granicy z Ukrainą wleciał niezidentyfikowany obiekt powietrzny, który od momentu przekroczenia granicy do miejsca zaniku sygnału obserwowany był przez środki radiolokacyjne. Dowódca Operacyjny RSZ uruchomił dostępne siły i środki.
O godz. 13 w BBN odbyła się zwołana przez prezydenta Andrzeja Dudę narada z udziałem, m.in. wicepremiera, szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, szefa Sztabu Generalnego gen. Wiesława Kukuły, Dowódcy Operacyjnego RSZ gen. Macieja Klisza, ambasadora Polski przy NATO Tomasza Szatkowskiego oraz prezydenckich ministrów - przekazała KPRP.
Poszukiwania elementów obiektu, który ostatecznie zmienił trajektorię lotu i został zestrzelony na terytorium Ukrainy, zostały zakończone w sobotę o godz. 15, czyli ponad dobę po zdarzeniu.
Sobie i wam życzymy, żeby rok 2024 r. był spokojniejszy!