Lisiowólka, gm. Wohyń w powiecie radzyńskim. 28 listopada członkinie stowarzyszenia Empatyczni dostają zgłoszenie o stadzie krów non stop stojących pod gołym niebem. Ale mimo że mrozy miały zacząć się dopiero za kilkanaście dni, zwierzęta i tak miały się z czym mierzyć na co dzień.
Właściciel stada nie widzi problemu. Twierdzi, że gnijące czarne siano, które nie jest w żaden sposób zabezpieczone, to dobra karma, a zwierzęta, jeśli im zimno, mogą schronić się w krzakach. Pić mogą jedynie wodę z sadzawki, ale chcąc do niej sięgnąć, mogą wpaść do zbiornika - informują Empatyczni.
Aktywistki pojawiły się na miejscu dwa dni po otrzymaniu telefonu. Od sąsiadów i sąsiadek właściciela dowiedziały się, że krowy mieszkają na pastwisku od bardzo dawna.
Jak rozmawiałyśmy z właścicielem, powiedział, że zwierzęta żyją tak od lat i nigdy nic im się nie stało. Tam przychodzą na świat i jeśli jako cielęta nie padną z głodu lub wyziębienia, dorastają, rozmnażają się i mogą skończyć swój żywot, bo właściciel nie dogląda ich w czasie porodu. Nie powierza opiece weterynaryjnej. Właściciel twierdzi, że przegania stado pod wiatę na posesji, jednak poza rozwalającymi się szopami, zaniedbanymi maszynami rolniczymi, niczego takiego tam nie ma - wyliczają członkinie Empatycznych.
Ostatniego dnia listopada o sprawie zawiadomiły Powiatową Inspekcję Weterynaryjną w Radzyniu Podlaskim. Powiatowy Lekarz Weterynarii przeprowadził tam kontrolę.
Niezwłocznie wybraliśmy się, żeby skontrolować to gospodarstwo. Skutkiem było to, że właściciel zwierząt dostał mandat karny. Złożyłem też zawiadomienie do prokuratury i Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego oraz wniosek do wójta o odebranie zwierząt. To standardowe procedury w takiej sytuacji - mówi Leszek Golecki, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Radzyniu Podlaskim.
Po przeprowadzeniu kontroli członkinie Empatycznych dostały zapewnienie, że zwierzęta zostały zabezpieczone. W niedzielę postanowiły to sprawdzić.
Zwierzęta faktycznie nie były już na polu, ale nie były zabezpieczone. W budynkach gospodarczych właściciela mieściła się tylko część zwierząt. Kiedy jedne wychodziły, inne wchodziły. Na mrozie stały nie tylko dorosłe krowy, ale też cielęta. Nadal nie mają też dostępu do odpowiedniej karmy - informują nas Empatyczni.
Mimo kilku prób z wójtem gminy Wohyń nie udało nam się skontaktować, dlatego nie wiemy, kiedy wniosek o odebranie zwierząt zostanie rozpatrzony.