Z pola prosto na stół, a fundusze na kościół
W Niewirkowie w powiecie zamojskim państwo Saganowie na początku października zaprosili mieszkańców na samozbiory pomidorów. Ich 37-hektarowa plantacja przyniosła w tym roku obfite plony, ale zakłady przetwórcze odbierały warzywa w niewielkich ilościach. Żeby plony nie zmarnowały się, rolnicy otworzyli swoje pola dla wszystkich chętnych.
– Można przyjechać do nas, pozbierać sobie pomidorów, ile się chce i złożyć dowolny datek na remont kościoła w Dubie – mówi Anna Sagan, współwłaścicielka gospodarstwa.
Zebrane środki trafią na renowację XVIII-wiecznej świątyni. Pomysł chwycił błyskawicznie – na pole codziennie przyjeżdżają dziesiątki osób z całej Polski. Jedni chcą pomóc, inni przy okazji napełnić spiżarnie na zimę.
Podobne inicjatywy można znaleźć w wielu miejscach regionu. W Lubartowie rozdawano darmowe kalafiory, a w Zemborzycach Wojciechowskich pan Tomasz zorganizował samozbiory papryki po 2 zł za kilogram. Z kolei Karolina Pyda z Jastkowa, znana w sieci jako Mrs Rolnikowa, połączyła samozbiory z akcją charytatywną. Część dochodu ze sprzedaży papryki i pomidorów przekazuje na Hospicjum im. Małego Księcia w Lublinie.
– Chcieliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym – ludzie mają świeże warzywa, a przy okazji pomagają dzieciom w hospicjum – tłumaczyła rolniczka.
Rolnicy podkreślają, że to często jedyny sposób, by uniknąć strat. Ceny skupu nie pokrywają kosztów produkcji, a warzywa w sklepach są nawet kilkanaście razy droższe.
– Za 30 zł mam 100 kg cebuli, a w sklepie ludzie płacą kilkaset złotych. To absurd – mówi rolnik Maciej Siekiera.
Co na to prawo? Samozbiory a przepisy BHP
Popularność samozbiorów rodzi jednak pytania: kto odpowiada, jeśli ktoś podczas takiego zbioru skręci nogę, skaleczy się czy dozna ukąszenia? Czy właściciel gospodarstwa ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom?
O wyjaśnienie poprosiliśmy Katarzynę Fałek-Kurzynę, rzeczniczkę prasową Okręgowego Inspektoratu Pracy w Lublinie.
– Przepisy dotyczące bezpieczeństwa i higieny pracy (BHP) odnoszą się do pracowników lub osób wykonujących pracę na podstawie umów cywilnoprawnych. Uczestnicy samozbiorów nie są formalnie zatrudnieni, więc nie podlegają tym regulacjom – tłumaczy rzeczniczka.
W praktyce oznacza to, że właściciel gospodarstwa nie ponosi obowiązków pracodawcy wobec uczestników samozbiorów. Państwowa Inspekcja Pracy nie prowadzi też kontroli takich inicjatyw, bo nie są one formą zatrudnienia.
Choć przepisy nie nakładają na rolnika obowiązków z zakresu BHP, zdrowy rozsądek podpowiada, że pewne zasady warto zachować. PIP rekomenduje, by organizatorzy informowali uczestników o zagrożeniach i zasadach bezpieczeństwa obowiązujących na terenie gospodarstwa. To może obejmować m.in.:
- oznaczenie niebezpiecznych miejsc,
- zabezpieczenie sprzętu rolniczego,
- poinformowanie o możliwości kontaktu z właścicielem w razie wypadku,
- dostęp do wody i apteczki pierwszej pomocy.
Jeśli jednak dojdzie do wypadku, kwestia odpowiedzialności zależy od indywidualnych okoliczności. Rolnik może odpowiadać cywilnie, jeśli udowodnione zostanie jego rażące zaniedbanie – np. niezabezpieczenie niebezpiecznego sprzętu. Coraz więcej gospodarzy decyduje się więc na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia OC lub NNW, choć nie jest to obowiązkowe.
Nowa forma współpracy miasta ze wsią
Samozbiory to nie tylko sposób na ratowanie plonów, ale też nowy rodzaj relacji między rolnikami a mieszkańcami miast. Z jednej strony dają rolnikom możliwość zminimalizowania strat, z drugiej – pozwalają konsumentom kupić świeże, lokalne produkty bez pośredników.
W wielu przypadkach samozbiory przeradzają się w wydarzenia społeczne, z elementem edukacyjnym i charytatywnym. Dla dzieci to okazja, by zobaczyć, jak wygląda praca na roli, a dla dorosłych – by poczuć satysfakcję z własnoręcznie zebranych warzyw.
Lubelszczyzna stała się w tym roku symbolem tego trendu – miejscem, gdzie solidarność z rolnikami i zdrowy rozsądek spotkały się na polu pomidorów, papryki i kalafiorów.
Zobacz także: Karolina z Jastkowa w programie "Rolniczki"