Portrety Mariusza Wideryńskiego będą warte uwagi choćby dlatego, że artysta ma doktorat z portretu. Chociaż jeśli mowa o stopniach naukowych, to od tego czasu zdążył już zrobić habilitację ze sztuk filmowych w zakresie fotografii i uzyskać tytuł profesora sztuki.
Najbliższa okazja, żeby rzucić okiem na jego prace, będzie 16 grudnia. I tych okazji może być całkiem sporo, bo wystawa będzie czynna do 31 marca, a że zawiśnie w Galerii Saskiej, to szansa na spotkanie ze sztuką Wideryńskiego będzie duża. Mniejsza, bo jednodniowa, będzie możliwość spotkania się z samym artystą - w dniu wernisażu o godz. 16 w Sali Kinowej CSK odbędzie się rozmowa z nim, którą poprowadzi kurator wystawy prof. Leszek Mądzik.
- Prezentowana wystawa w Galerii Saskiej jest cyklem portretów, będących fotograficznym zapisem spotkań artysty z pięknymi ludźmi – jak sam mówi, empatycznymi i niebywale życzliwymi. Do spotkań dochodziło na przestrzeni aż pięciu dekad kariery artystycznej Wideryńskiego, a fotografie powstały jako zwieńczenie wspólnie spędzonego czasu, rozmów, obserwacji i wsłuchiwania się w słowa portretowanych. W zdecydowanej większości portrety powstawały z powodów osobistych i powiększały wyłącznie prywatny album „Moje ich twarze”, prowadzony systematycznie od 1974 roku. Te pierwsze pochodzą z czasów studenckich. Wideryński nie podejmuje eksperymentów plastycznych ani nie traktuje modeli jako materii do kolejnych fotograficznych przetworzeń. Tylko i wyłącznie dzięki ekspresji emocjonalnej twarzy, wyrazie oczu, zatrzymane w ciasnych kadrach postaci emanują całym bogactwem uczuć; ukazując cząstki osobowości oraz kawałki wnętrza portretowanych osób - zapowiada CSK zawiadujące Galerią Saską.
Wystawa będzie okazją do spojrzenia w oczy Zdzisławowi Beksińskiemu, Stanisławowi Bajowi, Ryszardowi Horowitzowi, Antanas Sutkus czy Rosławowi Szaybo, bo między innymi ich twarze udało się sportretować Wideryńskiemu.