Jak mówi nam Paulina Dolecka, właścicielka bistro "Pomylone Gary", każdy placek to rodzaj cegiełki i inwestycja w lokal.
- Jest trudno, ale żeby było śmiesznie albo jeszcze bardziej tragicznie zepsuł nam się sprzęt kuchenny, stąd pomysł na akcję pieczenia cebularzy - tłumaczy. - I się udało. Na Lublin można liczyć. Udało się zebrać pieniądze. Lublin potrafi w napiwki i potrafi pomóc. Bardzo dziękujemy - dodaje Dolecka.
Nie jest jednak kolorowo
Mimo kolorów na talerzach, kolorowo nie jest w kieszeniach. Obroty restauracji spadły o 70 proc., właściciele potrzebują też środków na zaległe opłaty. - Założyliśmy zbiórkę publiczną. Mamy też kilka innych pomysłów. Na razie nie planujemy się otwierać na tzw. nielegalu, ale będzie o nas głośno - mówi właścicielka.