Akcja trwała od 12 do 18 i ani przez chwilę nie zabrakło chętnych do podglądania zwierzaków. A było kogo oglądać, bo w holu Olimpu rozgościły się czworonogi z Schroniska dla Zwierząt w Lublinie, Fundacji Na Rzecz Obrony Praw Zwierząt Ex Lege, Stowarzyszenia Pomocy Królikom i Stowarzyszenia Przyjaciół Fretek. Podopieczni tego ostatniego wydawali się najmniej typowi.
- Na pewno popularność wzrasta, choć nadal jest niska. Jeszcze nie dawno nikt o nich nie słyszał. Ale ja już 10 lat temu chodziłam na takie eventy jako "przyglądaczka" i bardzo mi się podobały - mówi pani Małgorzata. Do zdjęć pozuje nie tylko z fretką, ale też ze szwagrem, który też wkręcił się w pomoc zwierzakom. Pani Małgorzata ma pięć fretek, a pierwszą - czego dziś nie popiera - kupiła w sklepie zoologicznym. - Poszłam do tego sklepu i ona tam była. I patrzyła - ale jak! Nikt tak nie patrzy jak ona. Musieliśmy całą rodziną podjąć decyzję, czy chcemy tę fretkę. Chcieliśmy. Pani w zoologicznym powiedziała nam, że karmi się je parówkami i whiskasem. Teraz wiemy, że prawidłowy pokarm fretki to surowe mięso.
Zwierzakami każdego gatunku opiekowali się wolontariusze i wolontariuszki, którzy w życiu zawodowym rzadko są związani z czworonogami. Patrycja na co dzień jest lekarką, a wolny czas od czterech lat spędza w Schronisku dla Zwierząt w Lublinie. Teraz często opiekuje się tam psiakiem, który potrzebuje rehabilitacji, więc swoją wiedzę o fizjoterapii stosuje na czworonogu przy wsparciu kompetentnych osób. Ale jak sama przyznaje, zaczęło się niewinnie: od potrzeby miziania piesków na ulicy.
- Potem pomyślałam: o, może jest schronisko w Lublinie? Okazało się, że jest. Zgłosiłam się i dostałam się na wolontariat. Jak byłam studentką, to jeździłam bardzo często, również na tygodniu. Teraz zostają mi w sumie weekendy. Mam poczucie, że jestem potrzebna tym psom, więc mimo trudności nie zrezygnowałabym ze schroniska nigdy w życiu. No chyba że zmienię miasto. To wtedy niestety... zmienię na inne schronisko - śmieje się Patrycja.
Sama też adoptowała psa. Kiedy po raz drugi wrócił z adopcji i miał amputowaną nogę, uświadomiła sobie, że jego szanse na znalezienie domu są nikłe. Postanowiła więc stworzyć mu dom u siebie. W sobotę jednak zachęcała do adopcji Solgera.
- Ma około dwóch lat, jest proludzki i dobrze reaguje na towarzystwo innych psów. Dziś były dwie próby adopcji, ale jedna to był niewypał, bo pani przyjechała z kolczatką i coś nam nie grało przy rozmowie. Była też druga pani i powiedziałam, żeby przyjechała do schroniska. Ma przyjechać, może by się udało - dodaje.
Psy i koty przywiozła też Fundacja Na Rzecz Obrony Praw Zwierząt Ex Lege, która zorganizowała wydarzenie. Organizacja pokazała klientom i klientkom galerii zwierzaki, ale tego dnia nie prowadziła adopcji. Wszystko musi się odbywać według procedur, a te wymagają wypełnienia ankiety i wizyty przedadopcyjnej. Wolontariuszką Fundacji od początku jej istnienia jest Dagmara Niedźwiedź. Na wyjazdy na interwencje i pomoc zwierzakom czas ma po pracy, chociaż zdarzyło się, że w tym celu musiała wziąć wolne, kiedy sprawy fundacyjne tego wymagały.
- Wszystkie psy są umieszczone w domach tymczasowych z wyjątkiem tych, które są najciężej chore i zaniedbane. Tak jak ten, który trafił do nas dwa dni temu: był zagłodzony do takiego stopnia, że nie mógł ustać. Niemal wszystkie kości ma widoczne pod skórą. Dziś jest z nami Szila, której trójka szczeniąt jest jeszcze do adopcji. Cała rodzina jest z miejsca, w którym nie miały nawet schronienia - żyły na stercie śmieci, były zmarznięte, niedożywione i nie miały się gdzie schować. Mamy też Agę i Lolę, które miały dobry dom, ale niestety dwoje właścicieli zmarło. Jedna ma 10 lat, druga 5,5, są bardzo zżyte, dlatego najlepiej byłoby, gdyby ktoś zechciał zaadoptować obie - przyznaje pani Dagmara.
Informacji o zwierzętach do adopcji i o możliwościach wsparcia działań organizacji znajdziecie m.in. na ich facebookowych profilach.