Wirus RS jedynie obnażył kłopoty systemowe. Sama infekcja nie jest nowa, w tym roku obserwuje się jednak gwałtowny wzrost liczby chorych. Powodem lockdown i brak kontaktów z rówieśnikami. - To tzw. efekt wyrównawczy. Podczas zamknięcia było zdecydowanie mniej infekcji. Teraz nawet trzykrotnie więcej. Przebieg, objawy i leczenie są takie same - mówi nam dr n. med. Maria Jolanta Stefaniak z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. I dodaje, że to problem wzrostu liczby zakażeń.
Zamość, Włodawa, Lubartów, szpital przy al. Kraśnickiej w Lublinie – tu nie leczy się dzieci
Jednocześnie fala zakażeń RSV uwidoczniła wieloletnie zaniedbania w polskiej pediatrii. - Katastrofalnie brakuje łóżek w całym województwie. Stąd problemy z izolowaniem pacjentów - mówi lekarka. A chore dzieci powinny być izolowane. Na Lubelszczyźnie działa tylko lubelska klinika.
Nawet jeśli pojawią się miejsca. Brakuje lekarzy. Pozostałym szpitalom brakuje też nowych pomysłów na przyciągnięcie chętnej kadry. - Trudna sytuacja. Wszystko, co robiliśmy nie przyniosło rezultatów. Teraz poszukujemy lekarzy na Ukrainie - mówi prezes zamojskiego szpitala niepublicznego, Mariusz Paszko.
Problem z pediatrią nie jest nowy. - To młodsza i niechciana córka. Kłopoty zaczęły się 20 lat temu. Średnia wieku pediatrów jest zastraszająco wysoka. Był okres, kiedy wstrzymano rezydentury, sądząc niejako, że lekarze rodzinni zastąpią ich funkcję – opisuje Stefaniak.
Według deklaracji wojewody lubelskiego, nowe miejsca pediatryczne najszybciej powinny pojawić się w szpitalach w Lubartowie i we Włodawie - Jest nadzieja na pełne uruchomienie oddziałów w listopadzie lub w grudniu. W Zamościu pomożemy z rekrutacją - zapowiada Lech Sprawka, wojewoda lubelski.
Gorzej sytuacja wygląda w szpitalu przy al. Kraśnickiej w Lublinie, gdzie uruchomiono zaledwie cztery łóżka. Pozostałe przekształcono na covidowe. - To zdecydowanie za mało. Sytuacja w szpitalu jest trudna - mówi wojewoda Sprawka.
Dodajmy, że Uniwersytecki Szpital Dziecięcy, który jako jedyny przyjmuje pacjentów z RSV przechodzi remont. Obecnie w placówce 30 proc. zajętych łóżek to pacjenci z RSV. Szpital cały czas leczy pacjentów spoza regionu.
Efekty? Rodzice muszą dojeżdżać z dziećmi na leczenie po kilkaset kilometrów. - System leczenia pediatrycznego nie funkcjonuje. Jest rozdrobniony - mówi dr Stefaniak. - Może się zdarzyć, że takie dziecko będzie nawet leżało na korytarzu. My nie odmówimy przyjęcia, ale jesteśmy pod ścianą. Liczę na nowe łóżka. Ale to wyścig z czasem - dodaje.
Polecany artykuł: