Pomysł zrodzony z butelek i... arachnofobii
Jak mówi autor instalacji, Rafał, inspiracja przyszła nagle.
– Pomysł na stworzenie pająka pojawił się nagle. Po prostu obudziłem się z nim. Przez lata zbierałem plastikowe butelki po wodzie Żywiec Zdrój mocny gaz, myśląc, że znajdę dla nich jakieś zastosowanie. Ilość butelek była już ogromna, więc postanowiłem zrobić tego pająka – powiedział Radiu Eska.
Dlaczego akurat pająk? Okazuje się, że to wybór nieprzypadkowy.
– Moja żona od zawsze bała się pająków. Może dlatego podświadomość podpowiedziała mi właśnie ten motyw. Zawsze fascynowało mnie Halloween, nawet podróżowaliśmy z żoną do Nowego Jorku, żeby oglądać tamtejsze parady i dekoracje. To było ogromne źródło inspiracji – dodaje pan Rafał.
Córka Weronika śmieje się, że projekt to sposób na „terapię szokową” dla żony pana Rafała.
– Pająk idealnie zgrał się z otoczeniem. Chcieliśmy, żeby wyglądał, jakby schodził po elewacji. Śmiejemy się, że walczymy z arachnofobią, bo teraz musi patrzeć na tego potwora za każdym razem, kiedy wchodzi do domu – mówi z uśmiechem.
Tysiąc butelek i cztery wieczory pracy
Przygotowanie halloweenowej instalacji zajęło rodzinie cztery intensywne wieczory. W pracach udział wzięli: pan Rafał, jego żona Aneta, córka Weronika oraz jej chłopak Karol.
– Nie chciałem liczyć butelek, ale są to setki, może nawet około tysiąca. Nie liczby były dla mnie najważniejsze – liczył się efekt – podkreśla pan Rafał.
Weronika przyznaje jednak, że próbowała z ciekawości policzyć część materiałów.
– Najdłuższe nogi mają po około pięć metrów, czyli po jakieś 70 butelek każda. Korpus to worki wypełnione butelkami, więc dokładnie trudno powiedzieć, ale myślę, że całość to około 900 sztuk – zdradza.
Konstrukcja wymagała nie tylko cierpliwości, ale i pomysłowości.
– Najpierw powstały moduły – różne segmenty nóg z butelek połączonych w określony sposób. Potem z tych części zaczęliśmy „składać” pająka. Najwięcej czasu zajęło samo mocowanie, bo chcieliśmy, żeby był stabilny i bezpieczny – opowiada Weronika
Montaż, śmiech i pizza
Choć praca nad pająkiem wymagała wysiłku, całość przebiegła w rodzinnej, wesołej atmosferze.
– To był bardzo rodzinny projekt. Najlepiej pracuje się z ludźmi, których się kocha, szczególnie, jeśli robicie coś dla przyjemności. Taka wspólna kreatywna praca naprawdę zbliża – mówi Weronika.
Pan Rafał najlepiej wspomina moment, kiedy cała konstrukcja została zamontowana.
– Wyszliśmy za ogrodzenie, żeby zobaczyć efekt z dystansu. To był naprawdę wzruszający moment – wspomina.
Weronika dorzuca z uśmiechem:
– A najlepsza była pizza taty po kilku godzinach roboty, bo serio robi najlepszą!
Reakcje mieszkańców i internetowy szał
Nie trzeba było długo czekać, by pająk z Dziesiątej stał się lokalną sensacją. Mieszkańcy zatrzymywali się na ulicy, robili zdjęcia, dzieci piszczały z radości. Zdjęcia szybko trafiły do sieci, gdzie zdobyły setki reakcji i komentarzy.
– Reakcje sąsiadów były bardzo pozytywne. Choć nie wszystkim przypadł do gustu – jeden z sąsiadów opowiedział mi, że dwie starsze panie przechodziły obok instalacji i wykonywały znak krzyża – śmieje się pan Rafał.
Weronika dodaje, że w internecie pojawiło się mnóstwo pozytywnych komentarzy.
– Wszyscy się odwracali, robili fotki, przychodzili popatrzeć. Szczególnie dzieciakom się podobało. W internecie ludzie zaczęli się dzielić swoimi dekoracjami. A co do następnych projektów, powiem tylko, że zostało nam jeszcze mnóstwo butelek. Czas pokaże – mówi z tajemniczym uśmiechem.
Gigantyczny pająk z ulicy Słowackiego stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli tegorocznego Halloween w Lublinie. Pokazuje, że nawet z prostych, recyklingowych materiałów można stworzyć coś wyjątkowego — i przy okazji zintegrować rodzinę oraz sąsiadów. A że niektórzy robią znak krzyża? Cóż, o to właśnie chodzi w sztuce – żeby budzić emocje.
Zobacz także: Gekon w paczce rukoli z Lidla