Dramat rozpoczął się podczas piątkowego spaceru 36-latki z 10-letnim synem. Ok. 13:40 strażacy otrzymali telefon od świadka zdarzenia, że dwie osoby toną w rzece. Dzwonił kolega Kamila Mysiaka, który - jak przekazał portalowi Lubartów24 - ruszył na pomoc tonącym.
- Dziecko było trzymane przez matkę, która trzymała się drugą ręką gałęzi. Jeden z kolegów dzwonił wtedy po służby ratownicze, natomiast ja postanowiłem wejść do rzeki i udzielić pomocy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie bardzo trudno. Jak wchodziłem do rzeki, nie miałem gruntu pod nogami, a prąd był bardzo wartki i z wielkim trudem podpłynąłem do matki z dzieckiem. Matka cały czas trzymała się gałęzi, drugą ręką trzymała dziecko. Zrobiłem to samo i próbowałem pomóc utrzymać jej dziecko, które było wyrywane przez nurt.
Matka nie była w stanie utrzymać dziecka i je puściła. Ja je trzymałem jedną ręką, a drugą ręką trzymałem się za gałąź. Im dłużej to trwało, tym mniej miałem sił. Planowałem popłynąć z dzieckiem w dół rzeki i jakoś powoli próbować dobić do brzegu, ale nie pozwalała na to wysepka spróchniałych konarów i gałęzi, pod którą wciągał nurt. Znajdowała się tuż przed nami.
Tracąca już siły matka puściła gałąź, łapiąc się mnie. Wszyscy poszliśmy pod wodę, a ja nie byłem już w stanie utrzymać dziecka. Gdy się wynurzyłem, w wodzie nie widziałem już nikogo poza mną. Ostatkiem sil dobrnąłem do konaru przy brzegu, który wystawał z wody. Na nim czekałem na przyjazd służb. Nie miałem siły dostać się na brzeg, uniemożliwiał mi to nurt - powiedział redakcji pan Kamil.
Na miejsce ruszyły służby. Po dwóch godzinach udało się odnaleźć chłopca. Podjęta została reanimacja, a następnie w ciężkim stanie przewieziono go do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Tam 10-latek zmarł, do czego przyczyniła się hipotermia.
Pierwszy etap poszukiwań matki zakończył się wieczorem. Działania zostały wznowione w sobotę i przez cały weekend trwały od godzin porannych do popołudniowych. W niedzielę do patrolowania z góry został użyty śmigłowiec. W poniedziałek do Chlewisk ruszyli lubelscy strażacy z grupy wodno-nurkowej wyposażeni w sonar, który często okazuje się przydatny w poszukiwaniach podwodnych.
- Będziemy szukać kobiety aż do finału. Dziś policja będzie przeczesywać koryto rzeki z brzegu w miejscu, w którym zakończyła poszukiwania wczoraj - poinformowała sierżantka sztabowa Jagoda Stanicka z Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.
Polecany artykuł: