W opublikowanym przez ministerstwo zdrowia komunikacie czytamy, że lek może być wydawany w jednej aptece jednemu pacjentowi do maksymalnie trzech opakowań, tj. 30 kapsułek na 30 dni.
Powodem zawyżona sprzedaż i wypisywanie specyfiku poza wskazania refundacyjne. A te nadal obejmują wyłącznie – jak przypomina ministerstwo – choroby neurologiczne. To m.in. choroba i zespół Parkinsona oraz dyskineza późna u osób dorosłych.
Tymczasem nadal trwają badania kliniczne nad wykorzystaniem amantadyny przeciw COVID-19. - Niezależnie od szczepień, które są nadal główną ochroną przeciw wirusowi, potrzebny jest lek. My go szukamy - mówił nam prof. Konrad Rejdak z Kliniki Neurologii Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie, lider projektu.
Do tej pory potwierdzono bezpieczeństwo amantadyny. Na potwierdzenie skuteczności trzeba jeszcze poczekać - Musimy być bardzo ostrożni. Czekamy na analizę statystyczną i reprezentatywną grupę – wyjaśnia prof. Konrad Rejdak. Trzeba zaznaczyć, że skuteczność wykazały wcześniejsze obserwacje naukowe.
Jak dodaje lekarz, w warunkach badania klinicznego, lek jest więc bezpieczny, może być także podawany jako metoda uzupełniająca szczepienia lub w niektórych przypadkach zamiast nich. - Mowa tutaj oczywiście o osobach, które nie mogą się zaszczepić z powodów zdrowotnych. To nieliczna grupa. Dotyczy to także osób, które zachorują mimo szczepienia lub mają cierpią na powikłania pocovidowe, głównie neurologiczne - mówił nam neurolog. Lek podawany jest jednak głównie niezaszczepionym, we wczesnej fazie rozwoju choroby.
Amantadynę podano ponad kilkudziesięciu pacjentom. Badania prowadzone są w Lublinie i w ośrodkach partnerskich, m.in. z Warszawy, z Grudziądza, z Wyszkowa czy z Rzeszowa. Projekt finansuje Agencja Badań Medycznych, która przeznaczyła na ten cel 6 i pół miliona złotych.
Niezależne badania prowadzi też Górnośląskie Centrum Medyczne im. prof. Leszka Gieca w Katowicach.