Restauratorka prowadzi swój lokal z kuchnią wegetariańską od kilku lat. W rozmowie z nami nie ukrywa złości i bezradności. – Jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji, żeby nie było nas stać na prąd albo na gaz. Zawsze udało się uzbierać – mówi. – Chociaż było trudno, zwłaszcza w czasie pandemii – dodaje.
Nieprzewidywalne są ceny. – Rosnące ceny produktów. Jednego dnia kupujemy jakiś produkt. Drugiego dnia ten sam, tej samej firmy jest droższy o 50 proc. Tragedia! – wścieka się.
Właścicielka bistro obawia się najgorszego: Że nie będziemy się w stanie utrzymać przez najbliższe miesiące, bo bez wody czy prądu nie da się w kuchni pracować.
A niezapłacone rachunki to odcięte media. Tak już się dzieje w innych restauracjach – słyszymy. – Kolega musiał zamknąć dobrze prosperującą restaurację, która miała wielu klientów. Odcięli mu gaz. Nie było go stać. Założył w internecie zbiórkę – opisuje kobieta. – To przykre. Wiele lat pracujemy na swoją firmę, a w jednym momencie można stracić wszystko – mówi.
Winną restauratorka obarcza politykę polskiego rządu. – Która chce zniszczyć małe, lokalne, rodzinne firmy. Wiadomo – uśmiecha się ironicznie. – Tylko na tych wielkich można zarobić – kończy.
Jesienne podwyżki mają dotyczyć przede wszystkim ciepła z sieci. To ogrzewa nawet 15 milionów domów w Polsce.
Urząd Regulacji Energetyki twierdzi, że ceny mogą podskoczyć o kilkadziesiąt procent. Ciepłownie ostrzegają, że może być to nawet sto procent.