- Gdybyśmy założyli, że maksymalnie 2 osoby dziennie byśmy spotykali to cały przebieg choroby wydłuża nam się do 216 dni - mówi dr hab. Zbigniew Pastuszak z Wydziału Ekonomicznego UMCS. - Szczyt zachorowań wtedy przypada około 60 dnia. Poziom zachorowań sięga około 10,5 mln ludzi. W takim wypadku mielibyśmy milion osób, które wymagają hospitalizacji. Wtedy dużo mniejsza grupa osób wymagałaby intensywnej opieki medycznej niż w przypadku nie podejmowania żadnych działań. Tym samym byłyby niższe wskaźniki śmiertelności.
Naukowcy wyliczyli, że mimo ograniczeń, które do tej pory wprowadzono możemy spodziewać się milionów zakażonych, a epidemia będzie trwała dłużej niż 100 dni.
- Liczyliśmy to w różnych scenariuszach. Do pełnego przechorowania przez wszystkich, którzy są członkami społeczeństwa to w niektórych scenariuszach sięgało to nawet ponad 300 dni - mówi dr hab. Zbigniew Pastuszak.
A co się wydarzy jeżeli po okresie kwarantanny pójdziemy na wybory prezydenckie w maju? Symulacja naukowców z UMCS pozwala wyliczyć także to.
- Każde zwiększenie kontaktów automatycznie spowoduje wzrost liczby zachorowań - mówi dr hab. Zbigniew Pastuszak. - Założyliśmy, że na wybory wyjdzie około połowa Polaków. Więc jeśli byśmy wypuścili z domów połowę populacji na wybory to widzimy, że nagle nam skacze wskaźnik zachorowań z 5,3 mln osób do prawie 9,2 mln, czyli prawie dwukrotnie.
Tym samym więcej osób w tym samym czasie wymagałoby hospitalizacji, wiązałoby się to też z możliwym zgonem dodatkowych 58,5 tys. osób.