Woda codziennie wyrzuca na brzeg setki martwych bezkręgowców. Mięczaków jest już tak dużo, że potrzebna była pomoc. Najgorzej jest w południowej części zbiornika, od strony lasu Dąbrowa. Wojewoda lubelski skierował terytorialsów i strażaków.
- Akcja zaczęła się dzisiaj. Zaangażowane siły to łódź saperska ze sternikiem i żołnierze, którzy bezpośrednio będą wyławiać małże. Całością zarządza Komenda Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie - słyszymy w strukturach WOT.
Zjawisko obserwujemy od końca lipca. Pierwsze zgłoszenie Wody Polskie przyjęły na początku sierpnia. Wysyp był w długi weekend. - W trzy dni zebraliśmy 500 kg małży. Do tej pory ponad półtorej tony - mówi nam Jarosław Kowalczyk, rzecznik Wód Polskich w Lublinie.
- Wyciągamy je albo z wody, albo z brzegu. Dobrą informacją jest to, że wyławianych zwierząt jest coraz mniej. Nie poszerza się też obszar śnięcia - zaznacza.
Naturalne przyczyny śmierci małży? Nadal nie są znane dokładne powody zjawiska. Najnowsze analizy pokazują, że woda jest mocno zanieczyszczona, pełna sinic i glonów. Nic nie wskazuje na infekcje chemiczne.
- Nic nie zostało wpuszczone. Prawdopodobną przyczyną jest ich naturalna śmiertelność. Przy udziale niekorzystnych, aktualnych warunków w zbiorniku - tłumaczy Kowalczyk.
- To wysoka temperatura. Podniesiona wartość tlenu i zanieczyszczenie - mówił nam Grzegorz Uliński, kierownik wydziału inspekcji WIOŚ w Lublinie.
Co z analizami samych małży pytamy? Będzie, jeśli potwierdzi się skażenie wody. - Na razie nie są potrzebne. Badamy warunki w siedlisku małży, a wszystkie czynniki są w normach. Badania wody wykonywane są od początku sierpnia. Niemniej, monitorujemy zbiorniki - twierdzi Kowalczyk.
To pierwsza taka sytuacja w historii lubelskiego zbiornika. Na początku lipca do podobnego zdarzenia doszło w Zalewie w Nieliszu w powiecie zamojskim. Kąpielisko zamknięto. Lubelskie służby w sprawie sytuacji nad Zalewem Zemborzyckim są w kontakcie z ministerstwem środowiska i Polskim Związkiem Wędkarskim.