- Obecnie mamy, m.in. dzikie ptactwo, czyli puszczyki, uszatki, jedna z nich miała niestety amputowane skrzydło. Poza tym mamy dziesięć wiewiórek, małe jeże, kunę, czekamy na osierocone liski - tłumaczy nam Lena Grusiecka, założycielka Stowarzyszenia Leśne Pogotowie.
W obliczu epidemii koronawirusa właściciele proszą o wsparcie. Środki potrzebne są na budowę woliery dla zwierząt czy leczenie tych najbardziej poranionych "dzikusów". Ośrodek zajmuje się obecnie, m.in. trwale kalekimi ptakami czy kuną z objawami neurologicznymi.
- Podejrzewamy, że mogła zjeść coś otrutego. Może jakiś pestycyd. Nie wiemy. Czekamy na badania krwi. Malutka jest pod kroplówką. Wierzymy, że będzie dobrze, natomiast jesteśmy bardzo ostrożni co do rokowań - dodaje Grusiecka.
Podczas epidemii koronawirusa placówka boryka się z trudnościami, funkcjonuje na zasadach charytatywnych, opiera się na wolontariacie klinik weterynaryjnych i wpłatach darowizn. Jak dodają właściciele, podczas epidemii ludzie nie przestali zwracać uwagi na kalekie i chore zwierzęta. - To cieszy. Nawet chyba jest ich więcej. Tylko w kwietniu przygarnęliśmy 40 zwierzaków. Naszym głównym celem jest jednak, aby u nas doszły do siebie i wróciły na wolność - tłumaczy Grusiecka.
Leśne Pogotowie przyjmuje darowizny, materiały budowlane, koce czy maskotki. Zwierzaki trafiają do ośrodka z Lubelskiego, Podkarpackiego, a nawet z Ukrainy. Szczegóły pomocy na profilu Stowarzyszenie Leśne Pogotowie - Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt.