ciekawostki

Lubelska restauracja w hollywoodzkiej produkcji. Próbowałam dań z filmu „Prawdziwy ból”

2024-11-27 16:05

Lublin w ostatnim czasie stał się niezwykle popularny wśród filmowców. Jakiś czas temu w stolicy województwa lubelskiego kręcony był hollywoodzki film „Prawdziwy ból” w reżyserii Jessego Eisenberga. Na ekranie można zobaczyć wiele lubelskich kadrów, a nawet lokalnych restauracji. W jednym z lokali nadal można zjeść to samo co aktorzy, dzięki specjalnie przygotowanemu menu i to właśnie na te dania zdecydowałam się podczas wizyty.

Menu z filmu „Prawdziwy ból”

Polska premiera filmu „Prawdziwy ból” Jessego Eisenberga odbyła się 8 listopada 2024 roku. Sceny do filmu były kręcone w Warszawie, Lublinie, a także Krasnymstawie. Bohaterowie tego filmu wyruszają w podróż po Polsce, aby poznać lepiej swoje polsko-żydowskie korzenie.

Zdjęcia do filmu powstawały między innymi w lubelskiej restauracji Mandragora. Ekipa filmowa zamknęła to miejsce aż na dwa dni, aby nakręcić wszystkie niezbędne sceny. Ale co ciekawe, frontem filmowego lokalu „U Katzów” został znajdujący się po sąsiedzku lokal „U Fotografa”. Na ekranie widać, że bohaterowie jedli między innymi bliny gryczane ze śledzi, humus, falafel, kaczkę, żydowski kalafior, pierogi, mostek chanukowy, czy labneh.

W Lublinie pachnie ostrygami

Jak się okazuje, aktorzy bardzo często pojawiali się w lubelskiej restauracji:

- Spędziliśmy mnóstwo wieczorów Mandragorze kultowej lubelskiej restauracji, rozmawiając o tym mieście jego uroku historii i możliwościach – powiedział Jesse Eisenberg w wywiadzie dla Vogue.

Karta z tymi daniami jest cały czas dostępna i samemu można się poczuć jak postać z filmu!

Próbowałam dań z filmu „Prawdziwy ból”

Każdy lokalny smakosz na pewno kojarzy Mandragorę – restaurację na lubelskim Starym Mieście. W tym roku knajpa już obchodziła swoje 20-lecie. Wnętrza są stylizowane i przypominają stary dom. Wszędzie można dostrzec ciemne kolory, ciepłe światło i ciężkie firanki w oknach, co sprawia, że atmosfera jest naprawdę przytulna.

Kartę filmową nie dostałam od razu, a musiałam o nią poprosić. Choć co prawda, dania tam oferowane rzeczywiście są w tradycyjnym menu i tam można przeczytać na ich temat trochę więcej. Z wszystkich dostępnych potraw zdecydowałam się na śledzia z blinem gryczanym, rosół z kreplachami,  pieczony mostek wołowy z porcją kiszonek i purée ziemniaczanym, a na deser postaci rugelachów, czyli niewielkich rogalików z cynamonowym nadzieniem oprószonych cukrem pudrem.

Śledziowa przystawka była delikatna i bardzo dobrze przyprawiona. Na pewno rozbudziła apetyt na więcej. Rosół był delikatny, lekko słodki i dobrze doprawiony, a porcja tak duża, że w zupełności wystarczyłoby na główne danie. Mostek wołowy musiałam podzielić na dwie osoby, bo potrawa zaskoczyła mnie wielkością, ale też i dobrym smakiem. Za wołowiną nie przepadam, ale dodatki, czyli purée ziemniaczane i porcję kiszonek mogłabym jeść i jeść.

Choć wydawało się, że po takim posiłku na deser już nie będzie miejsca, to odezwał się we mnie drugi żołądek, który jest przeznaczony na same słodycze. Rugelachy były ciepłe, słodkie i można je było jeść bez końca!

Po takich ekscesach kulinarnych izraelska miętowa herbata sprawiła, że wszystko połączyło się w całość i pozostawiło tylko błogie uczucie w żołądku.

Zobacz także: Tak wyglądała premiera „Prawdziwego bólu” w Polsce. Pojawiła się plejada gwiazd