Według najnowszych danych, w Stanach Zjednoczonych w czasie epidemii zachorowalność na nowotwory zmniejszyła się o 35 procent.
- Należy to rozumieć jako sukces pozorny - mówił podczas VI Kongresu Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej prof. dr hab. n. med. Jan Kotarski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej i kierownik I Kliniki Ginekologii Onkologicznej i Ginekologii SPSK 1 w Lublinie.
Onkologia ofiarą pandemii?
- Ludzie skąpoobjawowi czy bezobjawowi nie korzystają z porad lekarskich, w związku z tym wczesne rozpoznanie nowotworu jest opóźnione. Epidemia chorób onkologicznych wybuchnie za rok, dwa, trzy, ale możliwość pomocy będzie znacznie mniejsza. Epidemia koronawirusa jest szkodliwa, ale jej szkodliwość społeczna, także w znaczeniu zdrowotnym jest trudna do określenia, a może i bardziej szkodliwa - dodaje prof. Kotarski.
Podobnie sytuacja wygląda w Polsce. Lekarze wykonują zdecydowanie mniej badań kontrolnych i profilaktycznych.
- Zajmujemy się właściwie leczeniem pacjentów już zdiagnozowanych - tłumaczy prof. dr hab. n. med. Wiesława Bednarek z Kliniki Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej SPSK 1 w Lublinie.
- To jest udokumentowane w poradniach. Pacjentki np. rzadziej zgłaszały się na badania cytologiczne z obawy przed zakażeniem. Należy jednak podkreślić, że liczba operacji planowanych zmniejszyła się na tyle, że zajmowaliśmy się jedynie pacjentkami leczonymi - dodaje prof. Bednarek.
Należy też podkreślić, że wśród osób z grup ryzyka, pacjenci onkologiczni zapadają na infekcję koronawirusa stosunkowo rzadko, to dzięki szczególnym środkom ostrożności stosowanym w czasie leczenia.
Najczęściej, wśród tzw. chorób towarzyszącym COVID-19 wymienia się choroby układy krążenia, układu oddechowego oraz osłabioną odporność.