Dr hab. n. med. Marcin Bobiński z I Kliniki Ginekologii Onkologicznej i Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie oraz Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie, przyznał, że bezpośrednią przyczyną zajęcia się tematem wpływu COVID-19 na płodność kobiet było zakażenie koronawirusem u jego młodszej siostry.
- Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, czy faktycznie ta infekcja może wpływać na płodność. Zacząłem szukać informacji na ten temat, ale okazało się, że nie ma żadnych doniesień czy badań naukowych temu poświęconych – powiedział w rozmowie z PAP ginekolog.
Nowa szkoła rodzenia w Lublinie
Jak zauważył, na początku pandemii wszyscy skupiliśmy się przede wszystkim na objawach oddechowych podczas przebiegu COVID-19, czy na zaburzeniach węchu i smaku.
- Z czasem covid dotykał coraz większą liczbę osób, zaczęto mówić o pocovidowych zmianach w płucach czy +mgle covidowej+. Dopiero z czasem – jako lekarze – zaczęliśmy sobie zadawać pytanie, jaki jest wpływ tego wszystkiego na funkcje narządów płciowych, szczególnie jajników – wyjaśnił dr hab. n. med. Bobiński.
Zapytany o pierwsze obserwacje ze strony pacjentek po przebytym zakażeniu koronawirusem odpowiedział, że ginekolodzy na całym świecie odnotowują głównie zaburzenia cyklu miesięcznego u kobiet.
Polecany artykuł:
- Chodzi o dłuższe lub krótsze cykle oraz nieprawidłowe krwawienia pomiędzy miesiączkami. Najczęściej po kilku miesiącach wracało to do normy, jednak dotyczyło ponad połowy pacjentek po przechorowaniu COVID-19 – przekazał ginekolog.
W badaniu naukowym prowadzonym przez specjalistów z I Kliniki Ginekologii i Onkologicznej i Ginekologii bierze udział 150 pacjentek w wieku do 18 do 50 lat. Jego celem jest zbadanie wpływu COVID-19 na płodność kobiet.
Budowa szpitala SPSK1 w Lublinie [GALERIA]
- Uczestniczkami badania są kobiety, które przeszły zakażenie skąpoobjawowo i były leczone ambulatoryjnie, ale także pacjentki, które ciężko chorowały i były z tego powodu hospitalizowane. Jest też część uczestniczek, które nie chorowała na COVID-19 – wyjaśnił doktor.
Położna Liliana Bis z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie dodała, że pacjentki były bardzo zainteresowane tym projektem.
– Główną motywacją wzięcia udziału w badaniu było dla nich to, że martwiły się o swoje przyszłe potomstwo. Poza tym, stwierdziły też, że to dobry pomysł, aby przy okazji się również przebadać – podkreśliła położna.
Jak poinformował dr hab. n. med. Bobiński, na razie od pacjentek pobierany jest materiał do badań diagnostycznych, który będzie później poddawany analizom, aby ocenić jak w perspektywie roku, czy dwóch lat przebiegały u nich zmiany dotyczące płodności.
- Na pierwszym spotkaniu – jeszcze w czasie choroby – pobieraliśmy krew, aby izolować materiał, który posłuży później do badań. Następnie, po 30 dniach od wyzdrowienia zapraszaliśmy panie na wizytę ginekologiczną, która polegała na badaniu ginekologicznym, cytologii, badaniu USG. Pobieraliśmy również materiał do badań naukowych w postaci surowicy krwi, moczu, materiału z jamy macicy. Takie wizyty odbywają się teraz cyklicznie. Zebrany materiał będzie później szczegółowo analizowany, aby na przestrzeni czasu porównać te wyniki, sprawdzić różnice, również pod kątem ewentualnych ciąż – wyjaśnił ginekolog.
Zwrócił uwagę, że kluczowe będą badania dotyczące hormonów związanych z aktywnością seksualną oraz badanie hormonu AMH, na którego podstawie szacowany jest poziom tzw. rezerwy jajnikowej, czyli zdolności komórek jajowych do dojrzewania, tym samym określenie potencjalnej możliwości zajścia w ciążę.
- Planujemy również ocenę immunologiczną pacjentek, jak i analizę innych hormonów np. oksytocyny, prolaktyny. Wachlarz zrealizowanych badań będzie zależeć jednak od finansowania, od grantów, o które się staramy np. w Narodowym Centrum Nauki. Planujemy nasze badania wykonywać etapami, stąd może trwać to nawet kilka lat – dodał dr hab. n. med. Marcin Bobiński.
Zapytany o to, czy w trwającym badaniu coś już go zaskoczyło, zwrócił uwagę na wyniki badań ankietowych dotyczących zdrowia seksualnego, czyli samooceny życia seksualnego przez pacjentki.
-Zaskakujące dla nas było to, że u pacjentek po miesiącu od wyzdrowienia nie obserwujemy zupełnie różnic w zakresie ich samooceny seksualności w porównaniu do pacjentek zdrowych. Mogłoby się wydawać, że przechorowanie covidu było na tyle stresującym zdarzeniem, które przełoży się na ograniczenia seksualne. Jednak w naszej badanej grupie się to nie przełożyło – zaznaczył.
Polecany artykuł:
Nawiązując do tego, co podpowiada mu doświadczenie i wstępne obserwacje w kontekście tytułu badania, zaznaczył, że COVID-19 ma prawdopodobnie krótkoterminowy wpływ na płodność.
- Wydaje się, że funkcja jajników jest zaburzana przez samo przebycie ostrej infekcji. To jest tylko moja intuicja, jednak w medycynie nie można na niej się opierać. Trudno wskazać na ten moment, jakie będą wyniki naszych badań – stwierdził ginekolog.