Uchodźczynie rodzą w Lublinie

i

Autor: Mateusz Kasiak Pani Nadia w Lublinie urodziła trojaczki. Granicę przekorczyła z 5-letnim synem. Z mężem na razie chcą zostać w Polsce

Dom: Ukraina. Pesel: Lublin. Kobiety z dziećmi uciekały jak stały

2023-02-27 17:25

Według statystyk, po 24 lutego tylko granicę województwa lubelskiego przekroczyło prawie 4 mln uchodźców. To głównie kobiety. Wiele z nich uciekało z dziećmi i w ciąży. Jak podaje NFZ, w tym czasie w polskich szpitalach urodziło się 4 tys. 306 dzieci z ukraińskim paszportem.

Odwiedzamy Szpital Kliniczny nr 4 w Lublinie. W największej lecznicy Lubelszczyzny w ostatnim roku leczono pół tysiąca osób, uciekających przed wojną. Lekarze udzielili 700 konsultacji w poradniach specjalistycznych i aż 35 tys. w medycznych punktach w Przemyślu i w Korczowie.

Zdecydowana większość pacjentów to kobiety. – To mamy, które przyjechały do nas rodzić, jak i kobiety, które chciały sprawdzić, czy wszystko po porodzie jest w porządku – mówi nam Alina Pospischil, rzeczniczka szpitala.

W placówce urodziło się do tej pory 50 dzieci. Na obserwacjach klinicznych było prawie 60 pacjentek, w tym także kobiety z ciążami zagrożonymi i o podwyższonym ryzyku ich przebiegu.

To pacjentki w ciążach mnogich i kobiety, którym religia zabrania przyjmowania krwi – wskazuje dr n. med. Dariusz Szymula, wiceszef Kliniki Położnictwa i Perinatologii.

Nie liczby są tutaj jednak najważniejsze, a odwaga, strach i przede wszystkim miłości. Należy powiedzieć o kobietach, które z dnia na dzień musiały porzucić swoje domy, partnerów i bliskich.

To także historia o pracownikach szpitala postawionych w nowej sytuacji i przed nowym zadaniami.

24 lutego zmienił wszystko

Podobnie jak milionom ukraińskim kobietom, wojna wywróciła życie pani Nadii Darmohrai. Do Polski kobieta przyjechała z Iwano-Frankiwska tuż po rozpoczęciu wojny.

Jak wspomina w rozmowie z nami, podróż do granicy była koszmarem. Jechała z pięcioletnim wówczas synem Aleksandrem. W Polsce czekał na nią już mąż, pan Mychajło, który pracuje w jednej z lubelskich firm budowlanych.

Nasza miasto cały czas było bombardowane rakietami. Mąż nie kazał czekać. Musieliśmy jechać – mówi. – Bałam się przede wszystkim o syna. Nie rozumiał, że to wojna. Tłumaczyłam i uspokajałam go, że wkrótce zobaczy się z tatą. Nic więcej nie mogłam zrobić. To były nasze najgorsze chwile – wspomina.

5 stycznia 2023 roku w lubelskiej klinice małżeństwu urodziły się trojaczki: Ewa, Diana i Dominik.

To jedyne uchodźcze trojaczki urodzone w Polsce.

Daliśmy im zarówno polsko, jak i ukraińsko brzmiące imiona. Teraz jesteśmy związani z dwoma narodami – podkreśla szczęśliwa mama.

Przez długi czas ciąża była zagrożona. – Dwójka dzieci była jednokosmówkowa, co groziło wieloma powikłaniami, ryzykiem przetoczenia płodów – tłumaczy dr Szymula.

W tej chwili zarówno dzieci, jak i mama czują się dobrze. Szpital i lekarzy odwiedzają jedynie kontrolnie. Dzieci urodziły się jako wcześniaki w 30. tygodniu ciąży.

Wizyty są więc potrzebne – mówi pani Nadia i dodaje, że jest wdzięczna całemu personelowi za opiekę i pomoc: To była fachowa pomoc. Dostaliśmy pełną wyprawkę od szpitala, różnych fundacji, a nawet pierwszej damy.

Dzięki staraniom pracowników, rodzina może cieszyć się teraz m.in. z wózka trojaczego dostarczonego przez fundację Agaty Kornhauser-Dudy, a także z wyprawki przekazanej przez MOPR w Lublinie. W szpitalu zorganizowana została także zbiórka darów dla trojaczków.

Podobnych historii było i nadal jest mnóstwo. – Te wspomnienia są bardzo silne – mówi Agnieszka Szczepanowska, położna oddziałowa traktu porodowego szpitala.

Bez bagażu, z dzieckiem na ręku

Pamiętam kobietę, która urodziła dziecko jeszcze w Ukrainie i uciekała z tym jednodniowym dzieckiem na ręku i kilkulatkiem za rękę do Polski. Wycieńczona, odwodniona trafiła do nas – wzrusza się Szczepanowska. – Potem starsze dziecko musiała zostawić z wolontariuszami, żeby dojść do siebie u nas w szpitalu. Będę pamiętać to całe życie – dodaje.

Jedną z pierwszych pacjentek była mama bliźniaczek. Nie miała niczego. Przekroczyła granicę po prostu tak jak stała – opisuje z kolei Marlena Kowalik, położna z Oddziału Neonatologii i Intensywnej Terapii.

Pracownicy i pracowniczki bardzo szybko musieli się więc zorganizować. Właściwie z dnia na dzień powstała zbiórka, a trakt porodowy zamienił się w sztab pomocowy.

Chciałyśmy dołożyć wszelkich starań, żeby im ułatwić ten czas. Zbierałyśmy żywność, kosmetyki, ubranka dla dzieci, ubrania dla kobiet – mówi Szczepanowska.

I jak trzeba to nadal kobiety wsparcie dostaną: Mamy przygotowane kosmetyczki i najpotrzebniejsze rzeczy. Obyśmy nie musiały ich używać dla pacjentek, które znajdują się w takiej sytuacji.

Była pomoc, ale i wielkie emocje, bo jak mówią nam medyczki, w takich chwilach trudno rozdzielić pracę od wzruszenia.

Jesteśmy kobietami. Bardzo dobrze rozumiemy te panie. Nie wyobrażam sobie tej sytuacji. Tam zostawia się dzieci i męża, bo tu chce się w bezpiecznych warunkach urodzić dziecko – rozkłada ręce Szczepanowska.

Nie do końca da się rozdzielić życie prywatne i pracę od emocji, kiedy słyszy się, że kobiety na wojnie musiały zostawić męża, brata lub ojca – twierdzi Kowalik.

Wszędzie były kolejki i strach, o to, co się zostawia i co nas czeka. I strzały – przypomina sobie pani Nadia. I chce jak najszybciej zapomnieć.

Nie zapomina jednak o swojej rodzinie, którą zostawiła w Ukrainie. To m.in. rodzice. – Z różnych powodów nie mogą do nas dołączyć. Jakoś sobie radzą. Teraz moja rodzina się powiększyła, a oni widzą trojaczki tylko przez kamerkę internetową – mówi.

Rodzina układa sobie teraz życie w Lublinie i na razie planuje zostać w Polsce. Co teraz dzieje się w regionie kobiety? – Teraz jest trochę spokojniej, ale nadal są bombardowania w okolicach. Wszyscy się boimy – dodaje.

Potrzebne długofalowe wsparcie

Według psychologów, pacjentki w ciąży i w obliczu wojny wymagają szczególnej opieki. Chodzi o strach wywołany tragedią, nową sytuacją i rozłąką z bliskimi.

Zwłaszcza na początku wojny, nasze pierwsze pacjentki, były rozchwiane emocjonalnie, przerażone, postawione w nowej sytuacji – tłumaczy dr n. med. Aneta Libera, psycholożka z Kliniki Położnictwa i Perinatologii.

Przeżywanie ciąży nie było standardowe. Do tego dochodziły często komplikacje, bariery językowe. Myślami wszystkie były z bliskimi i krajem – komentuje.

Potrzebne są więc empatia i ochrona. – Nasze działania koncentrowały się i koncentrują na zapewnieniu im poczucia bezpieczeństwa psychicznego, ale także zapewnieniu bezpieczeństwa materialnego i systemowego – słyszymy.

Każda pacjentka jest jednak inna. – Staramy się dotrzeć do każdej indywidualnie. Wszystkie wymagają większej uwagi niż pozostałe pacjentki. Są bez partnera. Nie tylko ich życie było zagrożone, ale życie ich bliskich w Ukrainie i zdrowie ich dzieci – dodaje specjalistka.

Jak podkreśla psycholożka, trzeba myśleć o pomocy długofalowej, bo to na podwalinach lęku może być budowana przyszła więź między matką i dzieckiem. – Może to wpłynąć na obraz przyszłych pokoleń, a one po prostu tym lękiem są wypełnione – komentuje dr Libera.

Szpital przy Jaczewskiego w Lublinie cały czas przyjmuje uchodźczynie. Nie tylko przygotowywane są dla nich wyprawki, ale i konsultacje psychologiczne. Placówka opracowała również poradnik pomocy psychologicznej i komunikacji przydatny w relacji z uchodźcą. Szpital współpracuje również na stałe z tłumaczami języka ukraińskiego.