W kraju nad Wisłą przychodzi podstępnie. Na wczesnym etapie nie daje objawów. Kobiety unikają gabinetów. Kiedy tam się pojawią, lekarze wciąż niezbyt chętnie kierują je na pogłębione badania.
– Nadal trzeba prosić o podstawowe badania albo czekać na jakieś bóle – mówi nam 54-letnia mieszkanka małej miejscowości spod Lublina. – Od kilku lat przechodzę menopauzę. Zmagam się z różnymi dolegliwościami. Lekarz twierdzi, że to wszystko menstruacyjne. To ja muszę się domyślać, czy coś mi jest i prosić się o dodatkowe badania, dopytywać. Powinno być inaczej – żali się.
A rak jajnika najczęściej rozwija się właśnie u kobiet w wieku od 40 do 70 lat. Jego objawy mogą być mylące lub maskują inne dolegliwości: urologiczne, żołądkowe czy hormonalne.
Do najczęstszych należą: powiększenie obwodu brzucha, tzw. objaw za wąskiej spódnicy, chudnięcie, zaburzenia cyklu miesiączkowego i różnorodne bóle.
– Jest ich mnóstwo, są przeciągające się. Nie można ich bagatelizować – komentuje nam dr Monika Rychlik-Grabowska z Oddziału Onkologii Klinicznej i Chemioterapii Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie.
Pojawienie się tych symptomów niejednokrotnie wskazuje na rozwój złośliwej już formy choroby.
Dlatego ogromną rolę odgrywają czas, chęci pacjentki, a przede wszystkim umiejętności i chęci lekarza.
Szybka ścieżka to nadal nie autostrada
Sytuacja naszej rozmówczyni nie jest odosobniona. Lekarze kliniczni mówią wprost: Wynika to z braku szkoleń i edukacji, także lekarzy rodzinnych.
– To brak dydaktyki pacjentów, ale i lekarzy pierwszego kontaktu, którzy nie chcą albo zwlekają ze skierowaniem na badania specjalistyczne – zaznacza w rozmowie z nami lek. Katarzyna Szklener, onkolożka kliniczna z Oddziału Onkologii Klinicznej i Chemioterapii SPSK4.
Czy jedynie o brak wiedzy i niechęć chodzi, dopytujemy? – To przepisy i finansowanie, które są złe. Lekarze rodzinni najchętniej kierują na diagnostykę podstawową. Z tego też jest rozliczana ich praca. Nie powinni jednak na to zwracać uwagi. Od punktów ważniejszy jest pacjent – dodaje.
Niestety, na etapie rozpoznania brakuje sprawnego przepływu informacji między lekarzami. Szwankuje też relacja między lekarzem i pacjentką. I to nawet w warunkach leczenia szpitalnego.
– Jest podejrzenie nowotworu, ale pacjentki wyniki dostają z opóźnieniem. Z opóźnieniem informowani są też lekarze onkolodzy czy chirurdzy – opisuje Szklener. – Radiolog natychmiast powinien zgłosić wyniki do innych specjalistów, w tym samym czasie polecić pacjentce zgłosić się do poradni onkologicznej – podaje przykłady lekarka.
Stąd, zdaniem specjalistki, obowiązująca w Polsce od 2015 roku w Polsce szybka ścieżka onkologiczna (zielona karta DiLO), która miała przyspieszyć nie tylko leczenie, ale i diagnostykę onkologiczną pacjentów, szybka jest tylko z nazwy.
Droga pacjentów jest więc nadal zawiła i wyboista.
Często utrudniona jest też kwalifikacja pacjentki do leczenia. – Bo nie wiemy, czy miała wcześniej zrobioną np. diagnostykę w kierunku mutacji genetycznej – słyszymy. – Nad każdym musimy pochylić się indywidualnie, to wydłuża, nie skraca drogę – podaje kolejne przykłady lekarka lubelskiego szpitala.
A to tylko wierzchołek góry lodowej i początek walki, którą przez takie zaniedbania można przegrać już na starcie.
W szpitalach często brakuje kadry. – A to nie dojechał radiolog, a to nie przyjechał radioterapeuta, a to budynek patomorfologi znajduje się w innym miejscu – zauważa lek. Katarzyna Szklener.
A to pacjentka umarła można by powiedzieć. Tak wygląda leczenie w Polsce. Takie sytuacje zdarzają się, jak mówią lekarze, bardzo często i są na wagę zdrowia i życia.
– Dlatego na konsyliach powinni być wszyscy. Nieobecność specjalisty może wpłynąć na leczenia pacjenta – uważa lekarka.
Wad systemu jest znacznie więcej. – To wszystko się łączy: braki kadrowe i wyjazdy młodych ludzi, ale i niskie zarobki, trudny program specjalizacyjny, który odrzuca wybór danej specjalizacji na dość trudne szkolenie – słyszymy.
Medyczny team work
Dlatego lekarze chcą leczenia skojarzonego. – To niezwykle ważne podejście, od którego zależą losy pacjentek – podkreślali specjaliści podczas Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Rak jajnika - problem wielodyscyplinarny”.
Dopowiedziałbym, że zależy od tego ich życie.
Sesje naukowe zorganizowano od 9 do 10 lutego 2023 roku.
Jak twierdzą, to już dzieje, bo nad kobietami pochylają się specjaliści wielu dziedzin: lekarze rodzinni, ginekolodzy, radiolodzy, onkolodzy, histopatolodzy czy immunolodzy.
– To pomaga. Czas przeżycia się wydłuża. Pacjentki po wielu latach wracają na kontrolę i badania – mówi nam lek. Luiza Grzycka-Kowalczyk z Zakładu Radiologii Lekarskiej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i dodaje, że to właśnie nowoczesna radiologia jest niezbędna do podjęcia decyzji o ewentualnym leczeniu.
– Już na etapie diagnostyki obrazowej, współpracując ściśle z onkologami i ginekologami, jesteśmy w stanie powiedzieć, na jakim etapie rozsiewu znajduje się nowotwór – wyjaśnia.
A mowa nie tylko o ultrasonografii, tomografii komputerowej i rezonansie magnetycznym, ale w wielu przypadkach PET CT, czyli obrazowaniu z dziedziny medycyny nuklearnej.
W sytuacji potwierdzenia choroby, wdrażane są innowacyjne terapie. – Na przykład genetyczne – podaje Szklener.
To oczywiście świat idealny. Pięknie się o tym mówi i dyskutuje na konferencjach. Według lekarzy, to świat możliwy do osiągnięcia. – Tak powinno być. Do tego dążymy. Dlatego się spotykamy – podkreśla dr Monika Rychlik-Grabowska.
Według statystyk rzeczywiście jest lepiej niż jeszcze dekadę temu, ale nadal na raka jajnika umiera ponad 115 tys. kobiet rocznie na świecie.
W Polsce 70 proc. pacjentek trafia do lekarzy w zaawansowanym stadium choroby. Mimo stosowania nowoczesnego leczenia, większość z nich umiera w ciągu pięciu lat. To jedne z najgorszych statystyk w Europie. Do tzw. zachodniego świata nadal nam daleko. W parze idziemy z Rumunią.
Ostatnio, część pacjentek włączanych jest do nowych programów zdrowotnych. Otrzymują one leki, których celem jest wydłużenie bezobjawowego etapu choroby.
– Stosujemy również leczenie inhibitorem PARP i to niezależnie od obecności mutacji w genach BRCA1, BRCA2 [nowotwór o podłożu genetycznym, dop.red.] – mówi lek. Szklener. W obu przypadkach czas przeżycia pacjentek rośnie.
Zdecydowana większość nowotworów to guzy sporadyczne, wywołane np. niewłaściwym stylem życia. Ok. 10 proc. ma uwarunkowanie genetyczne.
– Stąd warto zrobić testy genetyczne – zachęcają lekarze.
Bez względu na źródło choroby, kobiety raz na dwa lata powinny przypomnieć sobie o cytologii, o ile lekarz zapomni o cyferkach i tabelkach.
– To okazja, żeby ocenić, czy wszystko jest w porządku – apeluje Rychlik-Grabowska
W leczeniu interdyscyplinarnym istotny jest także udział psychologów. Bo jak mówią lekarze, nie można patrzeć na statystyki i rokowania.
– A na konkretną pacjentkę. Staramy się jej przedstawić najlepszą perspektywę, jaka jest możliwa. To daje nadzieje. My robimy ze swojej strony wszystko, żeby ta perspektywa stała się faktem – mówi onkolożka.
W Klinice Onkologii Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie długie leczenie zakończyła pani Anna. Kobieta ma raka jajnika IV stopnia. W tej chwili od 14 już miesięcy jest pod kontrolą.
– Być może to nie jest długo. Ale biorąc pod uwagę najwyższy stopień zaawansowania nowotworu, uważam to za udaną obserwację, której nie mamy zamiaru skończyć – mówi Rychlik Grabowska.
Profilaktyka i pomoc w internecie
Jak znaleźć pomoc w internecie? Pacjentki powinny w miarę możliwość szukać lekarza jak najbliżej miejsca swojego zamieszkania. Warto skorzystać z wyszukiwarki placówek współpracujących z NFZ.
Według zaleceń, wybieramy z listy specjalizacji „ginekologia” lub „ginekologia onkologiczna” według otrzymanego skierowania. Szczegóły na stronach ministerstwa zdrowia.
Polecany artykuł: