Podczas egzaminów zdający korzystają z własnych przyborów, linijek, ekierek czy kalkulatorów. Na teren szkoły uczniowie wchodzą osobno, nie mogąc wnieść zbędnych rzeczy, np. telefonów, książek czy maskotek. Ławki ustawione są w odległości półtora metra z każdej strony, co niejednokrotnie utrudniało organizację tegorocznych testów. Do chwili zajęcia miejsca, należy mieć zakryte usta i noc. A to tylko część z zasad.
MK: Jak przebiegają pierwsze dni egzaminacyjne? Przed rozpoczęciem matur, w środowisku nauczycielskim, pojawiały się głosy o dość dużym ryzyku zakażenia.
AK: Sytuacja jest bezpieczna. Myślę, że wszyscy – i nauczyciele, i uczniowie – poważnie traktujemy wytyczne, które otrzymaliśmy z ministerstwa edukacji, ministerstwa zdrowia i od głównego inspektora sanitarnego. Nie ma poczucia paniki, braku bezpieczeństwa. Nie ma takiej atmosfery.
MK: Czy to oznacza koncentrację już tylko na egzaminach. Zapomnieliśmy o epidemii? Czy jednak jest ona gdzieś w tle?
AK: Oczywiście koncentrujemy się w tej chwili na maturach. To jest ten cel i priorytet. Takie jest poczucie, że uczestniczymy przede wszystkim w egzaminie maturalnym, natomiast dostosowaliśmy się do warunków epidemii i ona oczywiście jest w tle, pamiętamy o niej, ale ona nie rozprasza. Mam takie wrażenie, że uczniowie nie są tym rozproszeni i zdekoncentrowani. Nie przeżywają jakoś specjalnie tych obostrzeń.
MK: A czy przełożenie terminu i sama epidemia zaburzyły przygotowania do egzaminu?
AK: Oczywiście to nie jest tak, że uczniowie się przygotowują w ostatniej chwili do matury. To długi proces. Dla nich ten dodatkowy miesiąc można potraktować jako bonus. Dla ich rozwoju intelektualnego to nie jest na pewno miesiąc zmarnowany. Z drugiej strony, ten czas był źródłem stresu, niepewności. Oczekiwanie zawsze wywołuje lęk. Mogło odbić się to negatywnie na stanie psychicznym części z nich. Na szczęście zdają. Już są bardziej rozluźnieni. Mówią, że jest dobrze. Podsumowują sobie pierwsze egzaminy.