Zespół Kamp! oraz autor artykułu, po koncercie w Fabryce Kultury Zgrzyt w Lublinie

i

Autor: Bartłomiej Ważny Zespół Kamp! oraz autor artykułu, po koncercie w Fabryce Kultury Zgrzyt w Lublinie

muzyka

Zespół Kamp! w szczerym wywiadzie. O „pięknej agonii”, nieukończonym filmie dokumentalnym oraz o… usypianiu dzieci [WYWIAD]

2024-05-28 9:47

Koncert w lubelskiej Fabryce Kultury Zgrzyt był ostatnim z serii pożegnalnych występów zespołu Kamp!, odbywających się w klubach w całej Polsce. Tomka, Radka i Michała usłyszymy jeszcze w lecie, w trakcie kilku festiwali, ale jak przyznają sami muzycy – ich drogi się rozchodzą. Zanim do tego doszło, udało się nam przeprowadzić z nimi szczery wywiad.

Bartłomiej Ważny, Radio ESKA Lublin: Mam przyjemność rozmawiać z prawie całym składem Kamp!, są ze mną Tomek Szpaderski i Radek Krzyżanowski. Na początek przypomnijcie, skąd w ogóle nazwa zespołu Kamp? Co to w ogóle znaczy?

Tomek Szpaderski, Kamp!: Po szwedzku znaczy to „walcz”. Uczyliśmy się przez chwilę z Radkiem języka szwedzkiego, a po drugie - chodziło nam też o nawiązanie do kultury kampowej i świadomego użycia kiczu, pewnego przegięcia, odwagi artystycznej. No tak, taka jest geneza nazwy zespołu.

B.W.: To skąd wykrzyknik?

Radek Krzyżanowski: A wykrzyknik? Bo był już zespół Kamp, który był bez wykrzyknika. Taki austriacki skład hip-hopowy.

B.W.: Zapytam was teraz o związki z Lublinem. Między innymi na początku waszej kariery, często tutaj przyjeżdżaliście.

R. K.: Właśnie sobie wspominaliśmy, że graliśmy kiedyś w klubie Soundbar dwa razy, w klubie Archiwum. To były nasze pierwsze trzy koncerty. A potem, jak wydaliśmy płytę debiutancką, to w przeciągu trzech miesięcy wystąpiliśmy w Domu Kultury. Generalnie później ten nasz kontakt z Lublinem właściwie był co roku. Dużo razy pojawialiśmy się na Juwenaliach, wszelkiego rodzaju Kozienaliach. Zależy dla której szkoły wyższej graliśmy.

B. W.: Usłyszałem już od ciebie, Radku ciekawostkę, że pierwszy koncert w formule „360”, czyli to takie wyjście do ludzi, kiedy scena jest ustawiona pośrodku i ludzie gromadzą się dookoła niej, to właśnie... w Domu Kultury w Lublinie.

R.K.: Dokładnie tak. Nie zmieściliśmy się ze swoim sprzętem na scenie, więc ułańską fantazją stwierdziliśmy: możemy tak zagrać wśród publiki. I okazało się, że to nas później zainspirowało bardzo do tego, że jednak fajnie jest mieć kontakt blisko z ludźmi. Ludzie byli wtedy trochę zaskoczeni i nie wiedzieli, ale widać, że się też bardzo jarali. Poszliśmy tym tropem i parę lat później zrobiliśmy to „360” w takim wydaniu już trochę bardziej profesjonalnym.

T.S.: Jeszcze chciałem powiedzieć tylko, że w tych „360” koncertach było bardzo ciekawe to, że my słyszymy w końcu to, co słyszą ludzie, a nie to, co słyszą muzycy w swoich odsłuchach i to też było bardzo dla nas takie ciekawe doświadczenie, jak nasza muzyka tak faktycznie brzmi w klubie i szkoliliśmy się, ja o tym opowiadałem niedawno historię, szkoliliśmy się właśnie w Domu Kultury, gdzie przez długi czas mieliśmy próby dzięki uprzejmości naszego przyjaciela z Domu Kultury, Piotrka...

R.K.: ...pozdrawiamy, pozdrawiamy bardzo!

B.W.: A same początki kariery? Skąd w ogóle się znacie?

T.S.: Jako zespół pochodzimy z Łodzi. Poznaliśmy się z Radkiem w takiej podłudzkiej miejscowości Grotniki, w której też mnóstwo czasu spędziliśmy. Jest bardzo ważna dla naszego zespołu, mnóstwo prób i tak dalej... A poznaliśmy się jako dzieci i zaczęliśmy się wzajemnie inspirować muzyką, grać na gitarach i tak poszło. Potem poznaliśmy Michała (Słodowego – przyp. red.), już w czasach studenckich w Łodzi. A że gość wiedział co to jest LCD Soundsystem, to od razu go zaprosiliśmy do nas, do zespołu.

B.W. W którymś z wywiadów z wami przeczytałem, że bardzo się ucieszyliście, gdy się dowiedzieliście, że wasi fani kochają się do waszej muzyki. A co powiecie na to, że do waszej muzyki można... usypiać dzieci?

R.K.: Naprawdę? To jeżeli ktoś ma taki dobry, skuteczny sposób, to okej, dobrze…

B.W.: No to się przyznam, chodzi o mnie i moją córkę.

R.K.: Ale to, słuchaj, to czy jakiś konkretny repertuar, jakiś utwór spokojniejszy, czy właśnie takie rytmiczne, mocniejsze numery?

B.W.: Leci wszystko, moja dwuipółletnia córka lubi słuchać całej waszej dyskografii. Począwszy od Lux Lisbon, choć tu - o dziwo, do tego nie lubi zasypiać… Ale jak leci w tle, dajmy na to, Cairo albo Breaking a Ghost Heart, to... od razu usypia.

R.K.: To wspaniale, znaczy, że to jest muzyka kojąca i skołatane nerwy i dusze i w ogóle ciało również w takim razie.

B.W.: Kolejne pytanie, jak namówiliście aktora Eryka Lubosa, żeby zatańczył do teledysku Cairo?

T.S.: A to też ciekawa historia. Przez długi okres czasu przyjaźniliśmy się z reżyserem Marcelem Sawickim, który jest taką amerykańską duszą, bo wychowywał się w Ameryce i ma taką filozofię no limits i po prostu poszedł do Eryka Lubosa, poszli razem na saunę i długo go urabiał, że jesteśmy obiecującym zespołem i warto wystąpić w takim klipie. Jeszcze z ciekawostek tylko dodam, że Marcel przez długi czas kręcił dokument o naszym zespole, który niestety nigdy światła dziennego nie ujrzał. Z Marcelem urwał nam się kontakt, więc jeśli nas słyszy, to też bardzo pozdrawiamy i chcielibyśmy wrócić do rozmów.

B.W.: Czy nazwalibyście utwór Lux Lisbon... pościelówą?

R.K.: No, skoro twoje dwu-i-półletnie dziecko nie usypia do tego, to chyba nie... Ale coś w tym jest, nawet na taką listę Spotify'ową „Parno” trafił ten utwór. A to jest taka muzyka, która właśnie ma bardziej tak przytulać niż właśnie powodować, że chcecie wyjść na parkiet i podbijać świat.

B.W.: To czemu więcej takich pościelówek w waszym repertuarze nie ma?

R.K.: To jest dobre pytanie. W sumie to co... No „Heats” też jest taką trochę pościelową, no taką energetyczną pościelową. Gdzieś tam przewijały się te wątki, ale faktycznie nie, raczej rzadko zwalnialiśmy tempo. Parę razy w remixach zwalnialiśmy tempo, jak robiliśmy na przykład I Am The Sun, Twilight albo Thieves Like Us, to to były utwory z wolniejszym tempem, ale w swojej twórczości rzadko gdzieś tam poniżej „setki” schodziliśmy.

T.S.: Ale też mi się wydaje, że my mamy pewną taką pościelową melodykę też. Znaczy, nie wiem czy pościelową, ale…

B.W. W innym znaczeniu pościelową, nie? (śmiech)

T.S.: Tak, tak, tak. Ale chodzi mi o to, że po prostu... Bardzo stawialiśmy na melodię. Od zawsze byliśmy sfokusowani na melodiach tak naprawdę. Dopiero potem się pojawiał chyba rytm w naszej twórczości, więc gdyby zwolnić nasze niektóre kawałki i rozebrać je z tej warstwy energetycznej, to na pewno byłoby to dużo seksu.

R.K.: Ja myślę, że jest jeden utwór, tylko on jest trochę zapomniany. „A New Leaf” to jest utwór, który byłby pościelową, bo jest rzeczywiście wolny. Nawet teledysk był do niego zrobiony w takiej konwencji...

B.W.: Zatrzymajmy się w tym miejscu. Tuż po publikacji tego teledysku, zasłoniliście twarz aktorki. Czemu?

T.S.: Ona w ostatniej chwili po prostu zrezygnowała z tego teledysku. Bo on miał być śmiały. Ja nie pamiętam jak się nazywał cały ten nurt, ale była taka część kultury, która po prostu nagrywała swoją twarz w czasie masturbacji, w czasie szczytowania i taki był ten teledysk. Było widać tylko jej twarz...

B.W.: Chodzi o Beautiful Agony.

T.S.: Beautiful Agony, dokładnie, dokładnie. Tak to się nazywało.

B.W.: Panowie, co dalej? Jak rozchodzą się wasze drogi?

T.S.: Nasze drogi się rozchodzą chyba w najlepszym momencie, jaki mogliśmy sobie wybrać i nikt nie zostaje z tyłu. Na pewno będziemy smutni bez Kampa, ale nie jest tak, że musimy to robić, żeby żyć. I co? I okazuje się, że nasze prywatne życie też jest ważne, nie tylko nasz zespół jest ważny i w końcu się na tym skupimy. A z muzyką na pewno się nie żegnamy i dajemy sobie też myślę, że bardzo dużo właśnie… Zamykając Kampa bardzo mocno też otwieramy się na muzykę jako fani, jako producenci, jako po prostu ludzie związani z muzyką i myślę, że paradoksalnie może być więcej muzyki w naszych sercach teraz, niż będąc w Kampie.

B.W.: Zresztą ciebie – Radku - i Michała będzie można spotkać w klubach.

R.K.: No tak, a i Tomek kontynuuje karierę pod szyldem Inner Life. Ja jestem jako La Giang, z Michałem mamy projekt Beskres, więc w sumie trzy projekty z jednego powstają. Robimy już swoje własne rzeczy od pewnego czasu, już tak naprawdę od pandemii, więc to jest kontynuacja, takie przejście z etapu Kamp! Jak teraz gramy te koncerty, to jest po prostu tak super, że w ogóle nie myślimy, czy będzie nam smutno, czy nie. Na przykład wczoraj (24.05 przyp. red.) na koncercie (w Rzeszowie – przyp. red.) ja już miałem takie bardzo, bardzo duże wzruszenie i pierwszy raz zaczynamy umieć żegnać się z ludźmi na koncertach. To jest coś wspaniałego, bo miałem wczoraj takie poczucie, że wreszcie jesteśmy na właściwym miejscu, jak mówimy ludziom cześć, do zobaczenia i to też jest piękne uczucie.

B. W.: Wczoraj Rzeszów, dziś Lublin, a gdzie jeszcze będzie można was zobaczyć? Już nie w klubach, a na festiwalach.

T.S.: Tak, to jest nasz ostatni klubowy koncert, teraz zaczyna się lato, więc będzie więcej plenerów. Radziu, ty jesteś, kurczę, dobry w datach, przepraszam (śmiech).

R.K.: Ponieważ jeszcze zbieramy te wszystkie rzeczy do kupy, to po prostu pójdzie ogłoszenie u nas na socjalach i tam będzie wiadomo, bo jeszcze trochę tego będzie. Jeszcze ludzie, którzy bardzo chcą za nami jeździć - a dużo jest takich ludzi - i my to podziwiamy i w ogóle jesteśmy strasznie wzruszeni… Jeszcze będą mieli okazję nas zobaczyć tu i ówdzie.

B.W.: No to panowie, w imieniu swoim i lublinian dziękuję wam bardzo za te 16 lat.

R.K.: My również bardzo dziękujemy. Lublin na zawsze w naszych sercach. Tak jest.

T.S.: Dzięki Lublin.

Tomek Szpaderski i Radek Krzyżanowski (zespół Kamp!) w szczerym wywiadzie:

Więcej o letnich festiwalach, na których można będzie spotkać zespół Kamp! przeczytacie w naszym poprzednim wywiadzie:

Sprawdźcie także naszą galerię zdjęć: Koziołek Łukasz zniknął z ul. Jezuickiej w Lublinie. Ktoś wyrwał go z ziemi