Dopiero z pojawieniem się pierwszej gwiazdy przystępowano do wieczerzy wigilijnej. Przed jedzeniem wszyscy na stojąco modlili się głośno, powtarzając słowa za gospodarzem. Potem gospodarz podchodził do każdego z opłatkiem i przełamywano się, żegnano, całowano. Później powoli, statecznie, wprost z namaszczeniem siadano wokół stołu. Jedno miejsce i miska pozostawały wolne, czekały na kogoś niespodziewanego, który w każdej chwili mógł zapukać do drzwi w ten święty wieczór.
Jako pierwszą potrawę jedzono kutię i to na stojąco, żeby nie bolały krzyże w tym roku. Gospodarz nabierał kopiastą łyżkę kutii i silnie rzucał o powały. Ile ziaren przylgnęło do sufitu, tyle miało się urodzić kop pszenicy. Panna lub kawaler wychodzili z łyżką kutii czy ze śledziem na próg chaty i pilnie nasłuchiwali, w której stronie pies zaszczeka – z tej strony miał być bowiem ich mąż czy żona. Po kutii zabierano się do innych potraw. Podczas wieczerzy wystrzegano się, by łyżek nie kłaść do góry dnem, bo to wróżyło brak jadła w tym domu, a głodu każdy się obawiał, zwłaszcza na przednówku. Jadło się dostojnie, bez pośpiechu i z reguły w milczeniu. Sięgano do wspólnej miski, łyżki niosąc ostrożnie, podstawiając dłoń, żeby nie rozlać czegoś lub nie rozsypać na obrus.
Żródło: Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Przygotowaliśmy dla was galerię*:
Tak wyglądają lubelskie wigilijne potrawy regionalne! Palce lizać!
*stworzona wg listy potraw bożonarodzeniowych woj. lubelskiego sporządzonej przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Polecany artykuł: