Jego fundatorem i wykonawcą był Aleksy Stanifusor, ludwisarz-odlewnik, rajca lubelski. Zarówno jego imię, jak i data wykonania rzemiosła widnieją na otoku.
Po wojnie – podobnie jak wiele innych lubelskich dzwonów – był przeznaczony do przetopienia. Udało się go uratować. – Wiktor Ziółkowski, czyli pierwszy powojenny dyrektor Muzeum Lubelskiego, wspaniały animator, wybłagał właściwie, żeby go zostawić – mówi nam Małgorzata Surmacz, kustoszka Muzeum Historii Miasta Lublina.
Kiedyś dzwon zegarowy informował mieszkańców o ważnych, trudnych i radosnych wydarzeniach. Były to wojny, pożary, kataklizmy, ale i święta.
Dzisiaj wita gości Muzeum Historii Miasta Lublina. – Można go dotknąć i zobaczyć. Widzimy, że jest lubelski, bo ma herb Lublina, kozła wdrapującego się po winorośli. Widać jego historię, na przykład ślady uszkodzenia – tłumaczy Surmacz.
Dzwon miał świadczyć o bogactwie miasta. – Ogromne liny nasmarowano tłuszczem łojowym, aby go tutaj wciągnąć. Nie tylko dzwon, ale i jego lokalizacja świadczyły o splendorze Lublina. To była duża inwestycja – wyjaśnia kustoszka.
Okazuje się też, że dzwonów w Bramie Krakowskiej jest więcej. W latach 50. XX wieku, po remoncie Bramy Krakowskiej, rzemieślnicy lubelscy, nawiązując do tradycji ich wykonywania, ufundowali dwa kolejne. – Dzisiaj bardzo często kończąc zwiedzanie, żegnamy turystów ich dźwiękiem – dodaje.
Czas wpisany w dzwon. Lublin spieszy się powoli
Z dzwonem wiąże się historia zegara na Bramie Krakowskiej. – Dzisiaj udało nam się uruchomić stary mechanizm zegarowy podłączony do nowoczesnego mechanizmu napędzającego – słyszymy.
Bardzo często jednak zegar się psuł. Naprawiał go mieszkający w Bramie Krakowskiej zegarmistrz. – Nie zawsze mu to zresztą wychodziło – śmieje się kustoszka.
Z konserwacją wiążą się liczne anegdoty. – Jak choćby ta, że jak wieść niesie, podczas naprawy mechanizm okazywał się tak duży, że żona zegarmistrza wieszała wtedy pranie – opowiada Surmacz.
Z kolei w czasach staropolskich narodziła się fraszka:
Wszędzie częstokroć mylą się zegarze, Lecz te w Lublinie naypewniejsze łgarze
Od tamtej pory w Lublinie nie wypada być na czas.