Straż Miejska w Lublinie przyznaje, że oprócz zwierząt gospodarskich i dziko żyjących na obrzeżach miast, zdarza im się odławiać także gatunki egzotyczne. Nie są to jednak częste wezwania. Swego czasu, funkcjonariusze znaleźli np. pająka ptasznika. Na co dzień strażnicy mają do czynienia ze zwierzętami, które żyją w podlubelskich lasach lub w tutejszych parkach.
- Mieliśmy ranną sowę, jeże, lisy, sarny, koziołki, ale też egzotyczne ptaki, które uciekły z giełdy handlowej - wymienia Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej w Lublinie. - Mieliśmy też łabędzia, którego uwolniliśmy z żyłki wędkarskiej. Ale mieliśmy też bardzo nietypowe zgłoszenie odnośnie dzięcioła, który budził mieszkańców uderzaniem dzioba w metalową latarnię. Co prawda samego dzięcioła nie udało nam się znaleźć, ale przy okazji odszukaliśmy zaginionego w okolicy, pięknego, białego kota.
Niektóre z interwencji na długo zapadają w pamięć strażnikom.
- Takim najciekawszym przypadkiem, chwytającym za serce dotyczył informacji o malutkich kaczuszkach, które wpadły do studzienki burzowej - przypomina Gogola. - Rzeczywiście, kiedy patrol dojechał na miejsce, zastał kaczą mamę stojącą niedaleko studzienki. Samica przyglądała się, co strażnicy będą robić. Gdy funkcjonariuszom udało się wydobyć kaczuszki i przenieść je w bezpieczne miejsce w kartonowym pudle, kacza mama szła za strażnikami krok w krok, pilnujących swoich małych.
Jeśli chodzi o zwierzęta egzotyczne, to zwykle ich hodowcy-amatorzy pozbywają się swoich podopiecznych, gdy ci za bardzo podrosną albo okaże się, że zwierzak kupiony jako np. prezent urodzinowy dla dziecka - okazuje się nietrafiony.