Centrum Leczenia Endometriozy w Lublinie

i

Autor: Mateusz Kasiak

Zdrowie i leczenie

To nie urok, to choroba. Kobiety z endometriozą znajdują pomoc w Lublinie

2023-05-11 16:37

Prawie 40 proc. pacjentek Wojskowego Szpitala Klinicznego w Lublinie z endometriozą zaszło w ciążę. Poprawiła się im też jakość życia. To wyniki badań lekarzy po udanym leczeniu operacyjnym.

To niewątpliwy sukces, a nawet zaskoczenie – mówili uczestnicy czwartkowego spotkania poświęconego endometriozie, zorganizowanego przez Centrum Diagnostyki i Leczenia Endometriozy przy Oddziale Ginekologii Szpitala Wojskowego w Lublinie.

Od października 2019 roku z powodu endometriozy w ośrodku zoperowano ponad 500 kobiet. Większość leczyła się właśnie z powodu niepłodność i różnych dolegliwości bólowych. – W naszym badaniu naukowym udział wzięły 134 kobiety. Około 40 proc. z nich udało się zajść w ciążę – mówi nam dr Piotr Olcha, kierownik oddziału ginekologii.

Szczęśliwą mamą już wkrótce będzie pani Justyna z Lublina. 35-latka jest w 9. tygodniu ciąży i spodziewa się bliźniąt. – Wszystko dzięki skutecznej diagnozie – mówi nam.

Lekarze chorobę rozpoznali u niej w kwietniu 2022 roku. W jej przypadku rozwijała się bezobjawowo. Nie mogła jednak zajść w ciążę.

Chciałam sprawdzić drożność jajowodów i usunąć torbiel jajnika – wyjaśnia. – Już w styczniu przeszłam operację – dodaje.

Według aktualnych wyliczeń, aż 50 proc. niepłodnych kobiet może mieć endometriozę. Wielu pacjentkom towarzyszy przewlekły ból, przede wszystkim miesiączkowy i w czasie stosunku.

Jak podkreślają więc specjaliści wojskowej lecznicy, droga do opanowania choroby wciąż jest długa i żmudna. A wynika to z mitów społecznych, zawirowań systemowych i niewiedzy, nadal także lekarskiej.

Przez co kobiety nie mogą pracować, biorą zwolnienia, ich komfort życia jest bardzo niski – mówi dr Olcha.

Endometrioza to więc choroba przewlekła – podkreślają lekarze.

Dlatego kobiety potrzebują szybkiego i kompleksowego zaopiekowania, co niestety utrudnione jest przez niewłaściwe podejście do samej choroby. – I trudną do określenia przyczynę – zaznacza prof. Krzysztof Gałczyński, zastępca dyrektora oddziału ginekologii.

Przyczyny nie są znane lub trudne do rozpoznania. Jest wiele teorii, które wyjaśniają powstanie choroby. Żadna nie potwierdza jej w stu procentach – mówi.

Mówi się więc o leczeniu objawowym. Jakie jest najwłaściwsze? Skojarzone. Oparte o farmakologię, fizjoterapię i właściwą dietę. – W określonych sytuacjach także o leczenie operacyjne. Zawsze dbamy o jakość życia pacjentki – podkreśla Gałczyński.

To też zawsze musi być leczenie skrojone na miarę pacjentki – twierdzi obrazowo dr Piotr Olcha.

To znaczy, że lekarze muszą dobrać metodę do sytuacji życiowej chorej i jej dolegliwości. – Wykonujemy operację oszczędzającą, żeby uratować narządy niezbędne do zachowania płodności – podaje przykład dr Łukasz Nowakowski.

Zabieg nigdy nie jest jednak pierwszym wyborem – przyznają zgodnie lekarze. – I zawsze jest to wybór kobiety – dodają.

Podejmujemy najpierw próbę najmniej inwazyjną. Operujemy, jeśli np. leki nie działają – słyszymy.

Co podnoszą eksperci, nawet w przypadku sukcesu terapeutycznego, pacjentki muszą liczyć się z wciąż pojawiającymi się skutkami.

Bo mówimy o poprawie i zachowaniu płodności albo/i poprawie komfortu życia – tłumaczą.

Jak powinno być?

Endometrioza to choroba wielonarządowa. Obejmuje układ rozrodczy, wydalniczy czy pokarmowy. Nad kobietą pochylić powinien się więc interdyscyplinarny zespół: ginekologów, endokrynologów, chirurgów, urologów, radiologów, ale i dietetyków, psychologów, anestezjologów i radiologów.

Po to, aby skutecznie chorobę diagnozować – mówi Gałczyński.

Czy tak jest w praktyce? – Staramy się – mówią lekarze. I tak prawie jest. Centrum Leczenia Endometriozy w Szpitalu Wojskowym w Lublinie jest pierwszym tego typu ośrodkiem w makroregionie lubelskim.

Jak przyznają jednak lekarze, takich placówek potrzeba więcej, bo do szpitala trafiają kobiety źle diagnozowane, ale też źle operowane. – To znaczy, że endometrioza została tylko w pewnym stopniu usunięta – wyjaśnia dr Nowakowski.

Nadal też wielu polskich medyków nie wierzy pacjentkom, a te w poszukiwaniu właściwej opieki tułają się od poradni do poradni.

Jak jest

Kilka dni temu w szpitalu operowana była 27-letnia pani Karolina z okolic Łęcznej.

Choć sama objawy obserwuje u siebie od 12 lat, dopiero w styczniu w Lublinie dowiedziała się, że choruje.

Wcześniej dosłownie słyszałam, że taka moja uroda – mówi nam. – Byłam zbywana – dodaje.

Początkowo choroba u kobiety rozwijała się niewinnie. Najpierw były bolesne miesiączki, potem jednak nie mogła zajść w ciążę. Dopiero lubelscy lekarze rozpoznali u niej czwarty stopień endometriozy.

Miałam zajęte już jelito oraz jajowody. Jestem dwa dni po operacji. Czeka mnie jeszcze rehabilitacja – opowiada. – Mam nadzieję i na ciążę, i na mniejsze bóle – dodaje.

Ból kobiet, ból szpitali

Szacuje się, że nawet 15 proc. kobiet w wieku rozrodczym cierpi na endometriozę. To głównie kobiety w wieku 30-40 lat. Choroba dotyka jednak coraz młodsze pacjentki, a według lekarzy, dane są mocno niedoszacowane. – Wszystko przez opóźnione diagnozy – mówi dr Nowakowski.

Wiemy, że od zgłoszenia objawów do diagnozy mija średnio 8 lat – dodaje.

Brakuje także proporcjonalnych do tych statystyk środków, ale i konkretnych wycen. W efekcie, w polskich warunkach trudno mówić o całościowym leczeniu endometriozy, choć starania jak widać są.

To wszystko powoduje więc balansowanie na granicach opłacalności – mówi Gałczyński.

Co jest wynikiem nie tylko niejasnych przepisów dotyczących finansowania, ale i rozliczania leczenia.

Wiele operacji wykonujemy więc na koszt szpitala, zadłużając go, ponieważ pieniądze, które daje nam NFZ nie bilansują ponoszonych kosztów – dodaje lekarz.

Jak sobie radzić? – Jesteśmy oddziałem ginekologicznym. Staramy się te deficyty pokrywać innymi operacjami – słyszymy.

Propozycją może być stworzenie lub sieciowanie ośrodków leczenia endometriozy, które będą mogły starać się o dodatkowe pieniądze na terapie.

Bo mamy specjalistów, sprzęt i zasoby, ale nie mamy funduszy – twierdzi Gałczyński.

Konieczna byłaby także współpraca takich ośrodków. – Aby nie udawać, że jesteśmy omnibusami i potrafimy zrobić wszystko sami – kończy wiceszef ginekologii szpitala wojskowego w Lublinie.