44 lata temu na Lubelszczyźnie rozpoczęły się strajki

i

Autor: Konrad Sławiński

LUBELSKI LIPIEC '80

Strajki w Świdniku zaczęły się… od kotleta. 44 lata temu na Lubelszczyźnie rozpoczęła się fala protestów znana jako „Lubelski Lipiec ‘80”

2024-07-08 11:02

Walczyli o godność i lepsze zarobki. Potwierdzają to liczne pomniki, które symbolizują lipcowe strajki zapoczątkowane w Świdniku. – Zaczęło się od podwyżki kotleta w stołówce – mówi portalowi „Eska.pl” pan Antoni, który ponad 36 lat przepracował w WSK Świdnik. A tam zaczęła się fala protestów znana jako „Lubelski Lipiec ‘80”.

Spis treści

  1. Zaczęło się od… kotleta
  2. „Chodziło o szarego pracownika”
  3. Lubelszczyzna stanęła

Młodzi nie wiedzą – nie chcą pamiętać lub nie chcą poznać historii, ale – 44 lata temu rozpoczął się strajk, który był podwaliną do poszanowania ludzkiej godności i wolności. Naszej wolności – dziś młodych. – To był zwykły dzień – przyznaje pan Antoni.

Do protestu przystąpiło 157 zakładów i miejsc pracy m.in. pracownicy lubelskiego węzła PKP

i

Autor: Konrad Sławiński
Protest rolników 4 kwietnia w Olsztynie. Strajkujący zostawili posłowi Kulaskowi butelkę z nawozem

Zaczęło się od… kotleta

8 lipca 1980 roku pan Antoni miał się stawić do pracy na godzinę siódmą w zakładowej hali numer 1. Pracował tam jako ślusarz. W zakładach WSK funkcjonowała stołówka. Chciał wrzucić „coś na ząb”. Ale jak pan Antoni i jego koledzy, zobaczyli, że cena „kotleta” wywindowała powiedzieli „dosyć”.

- 1 lipca 1980 roku władze podjęły decyzję o wprowadzeniu podwyżek mięsa i jego przetworów, jako remedium na fatalną sytuację gospodarczą kraju – czytamy w książce Piotra Jusińskiego, „Świdnicki Lipiec w opracowaniach historycznych”.

- Cena skoczyła, co Ci będę mówił. Stołówka stanęła. To był protest od kotleta – wspomina pan Antonii, który dla WSK Świdnik poświęcił życie. I to dosłownie.

Pan Antoni przepracował w WSK ponad 36 lat. Owe zakłady pozwoliły mu na założenie rodziny i zamieszkanie na stałe w Świdniku. – Pamiętam, że mąż wrócił do domu. Powiedział, że zbojkotowali – mówi portalowi „Eska.pl” żona pana Antoniego, pani Danuta. Jak dodaje: - Strajki poszły o kotleta. Głupie, co? (śmiech). I dodaje: - Dziś możemy się śmiać, ale wtedy nie było nam do śmiechu.

Po godzinie 9 strajkowała już 80-osobowa załoga Wydziału Obróbki Mechanicznej W-320. Ówcześni kierownicy zmian i aktyw partyjny podjęli rozmowy. - Robotnicy domagali się spotkania z dyrektorem i przedstawicielami organizacji społeczno-politycznych zakładu – pisze w swojej publikacji Piotr Jusiński.

O co chodziło pracownikom zakładu? Przede wszystkim o godność i szacunek. W trakcie spotkania z delegacją z Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Lublinie załoga wystosowała 35 postulatów o charakterze ekonomicznym i socjalnym.

- Żądania załogi świadczą o tym, iż protest był efektem narastającego od lat niezadowolenia. Dyrektor zakładu Jan Czogała oraz przedstawiciel KW PZPR złożyli obietnicę zawieszenia cen komercyjnych w bufecie oraz wnikliwego rozpatrzenia wniosków, dotyczących funkcjonowania zakładu. Mieli nadzieję, że strajk został zażegnany – czytamy w książce Piotra Jusińskiego.

Ale tak się jednak nie stało. Choć tego samego dnia władze partyjne starały się wywrzeć presję na pracownikach zakładu by następnego dnia zaczęli pracować.

9 lipca część załogi WSK kontynuowała strajk. - Przed południem przed biurowcem na terenie zakładu zebrało się na wiecu ponad 2500 pracowników – pisze Piotr Jusiński.

Po południu doszło do kolejnych rozmów z pracownikami, w których udział wziął m.in. ówczesny wojewoda lubelski – Mieczysław Stępień – oraz dyrektor zakładu Jan Czogała. Rozmowy zakończyły się fiaskiem. Tego samego dnia pracownicy I i II zmiany rozszerzyli liczbę postulatów do 568 – po analizie powołanej komisji stworzono listę, na której znajdowało się „tylko” 110 pozycji.

- W WSK nadal utrzymywała się atmosfera niepewności. Podsycały ją władze, wprowadzając blokadę informacyjną zakładu: 10 lipca uniemożliwiono kontakt telefoniczny ze światem zewnętrznym, przerwana została również komunikacja wewnątrzzakładowa – czytamy w publikacji Piotra Jusińskiego.

Zastraszanie pracowników nie wpłynęło jednak na ich morale. Ci byli gotowi kontynuować strajk. Tego samego dnia o godzinie 9 rozpoczął się kolejny wiec. Ostatecznie 11 lipca około godziny 17.35 zostało podpisane porozumienie.

- Strajk został zakończony po 81 godzinach od jego rozpoczęcia. Jest to jedno z pierwszych w dziejach Polski Ludowej pisemnych porozumień pomiędzy władzami a strajkującą załogą. Jego znaczenie dostrzegł minister spraw wewnętrznych, który ostrzegł najwyższe władze państwowe przed negatywnymi skutkami rozpowszechniania wiadomości o fakcie podpisania dokumentu, który natychmiast został utajniony – pisze Jusiński.

Skan porozumienia zawartego 11 lipca 1980 roku

i

Autor: "Świdnicki Lipiec w opracowaniach historycznych", Piotr Jusiński,

„Chodziło o szarego pracownika”

8 lipca na wieść o wydarzeniach w Świdniku do strajku dołączyli pracownicy „Polmozbytu”. W kolejnych dniach podobne strajki rozpoczęły się m.in. w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie, Zakładach Azotowych „Puławy”, lubelskim węźle PKP i Lubelskich Zakładach Naprawy Samochodów.

- U nas się to inaczej zaczęło. Od pracownika ze stoczni, który przywiózł nam broszurki o sytuacji w Świdniku. W Lublinie jeszcze się nic nie działo, a myśmy już wiedzieli, że w stoczniach strajkują – wspomina pan Krzysztof, ówczesny pracownik LZNS-u w Bychawie (imię zmienione).

Jak wspomina dzień, w którym zaczął się strajk? - Wtedy się kompletnie nic nie robiło. Zjedliśmy zupę, pochodziliśmy po zakładzie i pojechaliśmy do domu – mówi portalowi „Eska.pl” pan Krzysztof, który w LZNS-ie przepracował 15 lat.

- Nie było zastraszania pracowników. O tym, że strajkujemy poinformowane zostało kierownictwo zakładu. Dlaczego strajkowaliśmy? Każdy z nas chciał lepszych warunków pracy i godnej płacy. Strajki były potrzebne, bo nasz naród był gnębiony pod każdym względem – wspomina pan Krzysztof.

ZOBACZ TAKŻE: 75. rocznica „Cudu Lubelskiego”. Przez Lublin przeszła procesja różańcowa z obrazem Matki Boskiej

Lubelszczyzna stanęła

Wydarzenia w Świdniku sprzed 44 lat były kołem zamachowym do kolejnych strajków. Według danych, które możemy przeczytać przy pomniku przy ulicy Męczenników Majdanka w Lublinie do protestu przystąpiło 157 zakładów i miejsc pracy.

- W strajkach w lipcu 1980 roku na Lubelszczyźnie wzięło udział około 40-50 tysięcy pracowników […] ale w samym Lublinie protest objął 91 zakładów – czytamy w publikacji Piotra Jusińskiego.

Rok później do Lublina przyjechał Lech Wałęsa, który tak się wypowiadał o lipcowych strajkach sprzed roku: „Tak jak bez dwóch pierwszych szczebli na drabinę nie wejdziemy, tak samo potrzebny był wasz protest. Przecież wiedzieliśmy od was od samego początku […] trzeba pamiętać, że byliście jednymi z pierwszych. To co zrobiliście było ładne, trzeba to docenić i pamiętać, bo bez was nie byłoby nas i odwrotnie”.

Oficjalnie strajki na Lubelszczyźnie trwały od 8 do 24 lipca.

QUIZ. Jak mówiło się w czasach PRL-u? Sprawdź

Pytanie 1 z 11
„Przychlast” to określenie kogoś: