Ministerstwo zdrowia dało szersze uprawnienia lekarzom rodzinnym. Mają pomóc w rozpoznaniu, konsultowaniu i leczeniu pacjenta chorego na astmę, cukrzycę, choroby serca czy tarczycę.
Według wyliczeń resortu, to choroby, na które najczęściej zapadają Polacy. Jednocześnie zmiany mają odciążyć pracę lekarzy specjalistów.
– Lekarz może podjąć się leczenia zarówno pacjenta z chorobą przewlekłą, jak i z podejrzeniem choroby – tłumaczy nam dr Tomasz Zieliński, prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców.
Do tej pory na EKG wysiłkowe, echo serca czy USG doppler kierował specjalista, teraz zrobi to lekarz w poradni rodzinnej.
Jeżeli na przykład mówimy o nadciśnieniu czy migotaniu przedsionków, pacjent może też zgłosić pewne wątpliwości zdrowotne lub objawy. – Wówczas kierujemy go np. na echo serca – dodaje dr Zieliński.
Reforma spóźniona o miesiące
Pierwotnie przełom w leczeniu rodzinnym miał wejść w życie 1 października 2022 roku. Pacjenci mieli z szerszej oferty poradni korzystać od listopada. Potrzeba było jednak więcej czasu, pieniędzy i więcej specjalistycznej kadry, choćby koordynatorów medycznych, którzy mają przejąć część obowiązków lekarzy i pielęgniarek.
– Reforma, która ma odciążyć specjalistyczne leczenie, może obciążyć POZ – mówi nam jedna z lekarek rodzinnych z Lublina. Taki paradoks
– Trzeba pracowników znaleźć. Trudno zresztą kogoś zatrudnić, jeśli nie wiadomo, ile mamy mu zapłacić. Koordynator miałby np. zarabiać mniej niż najniższa krajowa – komentował nam jesienią dr Tomasz Zieliński.
Niejasności było i jest więcej. To m.in. potrzeba dostosowania przestarzałych systemów do nowych warunków pracy. Dlatego przystąpienie do programu, jak informuje NFZ odpowiedzialny za wdrożenie programu, jest dobrowolne.
A to strzał w mniejsze przychodnie. – Nie stać nas to. Jesteśmy małą placówką w gminie wiejskiej. Troje lekarzy, dwie pielęgniarki, kolejki w sezonie grypowym od rana do późnego popołudnia – opisuje rzeczywistość i praktykę swojego gabinetu lekarka z małej miejscowości w powiecie zamojskim.
– Zresztą przez te kilka miesięcy wiele nowego się nie dowiedzieliśmy. Były jakieś rozmowy w październiku. Powiedziano, że można dołączyć. Potem pokazano zasady i tyle – ujawnia.
Program na Lubelszczyźnie się rozkręca. Aktualnie już 193 przychodnie poszerzyły swoją ofertę dla pacjentów i objęły ich nową opieką.
– Liczba przychodni stale się zwiększa. Rozpatrujemy kolejne złożone wnioski – zaznacza jednak Małgorzata Bartoszek, rzeczniczka lubelskiego oddziału funduszu.
Swojej aplikacji nie złoży jednak zamojska przychodnia. – Musielibyśmy zatrudnić dodatkowe osoby do pracy, przechodzić szkolenia, udzielać więcej konsultacji zdalnych – słyszymy.
Tymczasem NFZ kusi krótszymi kolejkami, szybszą diagnostyką i wyższą jakością leczenia.
– Nowy katalog skróci czas potrzebny na wykonanie diagnostyki, pozwoli na szybsze postawienie diagnozy i wprowadzenie właściwego leczenia – dodaje Bartoszek.
Nowością jest też możliwość konsultowania stanu zdrowia pacjenta przez lekarza POZ z lekarzem specjalistą. Konsultacje lekarskie będzie można prowadzić również zdalnie.
– Nie mamy na to czasu, pieniędzy ani warunków, nawet ze wsparciem – słyszymy w zamojskiej przychodni.
– Potrzebni są koordynatorzy, dietetycy, zupełnie inny system pracy – mówi lekarka spod Zamościa.
– Na te zmiany potrzeba czasu. To może dziać się w większych przychodniach, w mieście. U nas po prostu leczymy choroby podstawowe i wykonujemy podstawowe badania, czasami brakuje nam pediatrów i internistów – puentuje.