Na pomysł kontroli ludzi przez czworonożnych strażników wpadli badacze z London School of Hygiene and Tropical Medicine, fundacji Dogs Medical Detection oraz Durham University. Z tezami Brytyjczyków zgadzają się polscy naukowcy. - Nie od dziś wiadomo, że psy mają zdolność wykrywania innych chorób - mówi nam dr hab. Mirosław Karpiński, kierownik Zakładu Behawioru i Dobrostanu Zwierząt z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.
- Z powodzeniem są wykorzystywane do diagnostyki np. czerniaka, do wczesnego sygnalizowania ataków padaczki, ważne są również kwestie również cukrzycowe. Możliwe więc, że wykażą się w diagnostyce zarażenia COVID-19 - wyjaśnia prof. Karpiński.
Pojawiają się jednak pewne wątpliwości, a dotyczą m.in. pracy psa z przewodnikiem. - Pies pracuje w zespole. Nie pójdzie sam do pracy na lotnisku. Pracuje z przewodnikiem. Ważna jest też kwestia szkolenia. To 6-8 tygodni. Mówimy o pracy z materiałem zakaźnym. Podczas kontroli, medycy, ochrona są w kombinezonach, czy te psy też będą w kombinezonach? - pyta profesor i dodaje, że ważny jest także dobrostan zwierzęcia. - Jak długo może pracować na tej bramce. Ponadto te wyłapane przez psa osoby, zakładając, że już będzie po przeszkoleniu, i tak będą musiały być skontrolowane, będziemy musieli koronawirusa u nich potwierdzić lub wykluczyć. Jest wiele pytań - mówi prof. Krapiński.
Brytyjscy naukowcy na razie nie zdradzają wielu szczegółów szkolenia. Wiemy, że wytypowano do projektu sześć psów. Jego koszt to milion funtów. Wstępne testy - w warunkach przygotowawczych - mają polegać na systemie nagradzania za obwąchanie próbki chorej osoby.