Dokument będzie rozpatrywany na najbliżej sesji rady miasta i wszystko wskazuje na to, że program in vitro będzie w Lublinie realizowany.
Po pierwsze, to jeden z nielicznych wydatków, który prezydent zgodził się dopisać na prośbę radnych do budżetu na nowy rok. Po drugie, zabiegała o niego mocno radna prezydenckiego klubu, Maja Zaborowska. Po trzecie, politycy Platformy Obywatelskiej rozpoczęli w ostatnich miesiącach społeczną kampanię, domagając się rządowego finansowania medycznego programu.
Lubelska poprawka zakłada dopłatę na poziomie 500 tys. złotych rocznie. Program ma trwać trzy lata. W sumie kosztował będzie więc 1,5 mln – Zakłada wsparcie finansowe do minimum dwóch zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego dla każdej z minimum 50 par, które zakwalifikują się do procedury in vitro – mówi nam Izolda Boguta z lubelskiego ratusza.
Warto przy tym dodać, że z pomocy korzystać będą mogły pary pozostające w związku małżeńskim lub partnerskim, mieszkające i rozliczające w Lublinie podatki i co oczywiste z problemem niepłodności.
Jest jedno ale…
– Cieszymy się, jednak to Pyrrusowe zwycięstwo. Program powinien być realizowany już wcześniej. Z pewnością też zdecydowanie większa liczba par będzie potrzebowała pomocy – komentuje decyzję Magdalena Łuczyn z Manify Lublin.
A to m.in. dlatego, że dopłaty są znacznie mniejsze niż zakładały pierwotne koncepcje społecznego projektu. Pomysłodawcy wnioskowali o 3,7 mln zł, co przełożyłoby się na wsparcie dla 370 par do 2025 roku.
– Dofinansowanie może być zwiększone w zależności od liczby chętnych par zainteresowanych przystąpieniem do programu – deklaruje Boguta.
Przepychanki opozycji z rządem
Inicjatywa dla miejskiego programu in vitro pojawiła się jednak już w 2019 roku, kiedy zebrano ponad 500 podpisów pod obywatelskim projektem uchwały. Choć poparli ją i radni, a zielone światło dał sam prezydent, prace nad jego wdrożeniem nabrały tempa dopiero w ostatnim miesiącu.
Wcześniej tłumaczono to brakiem środków finansowych. Te wynikać miały m.in. z pandemii, wojny w Ukrainie czy zadłużeniem miasta.
– To był i jest populizm. Miasto finansuje bardzo kosztowane inwestycje. Lublin jest zadłużony od 1919 roku – uważa Łuczyn.
Teraz fundusze nagle się znalazły. Program leczenia niepłodności in vitro realizowany był głównie przez duże miasta. Ostatnio swoje pomysły uruchamiają lub planują wdrożyć nowe miejscowości. Obok miast wojewódzkich, takich jak Lublin czy Rzeszów, mamy np. Tychy i Radom. We wszystkich szefują politycy związani z Platformą Obywatelską lub Lewicą.
W połowie listopada KOD i PO rozpoczęły ogólnopolską zbiórkę podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o refundacji in vitro przez państwo. W akcję włączył się i Lublin.
Nie samorządowy, a narodowy
Jak twierdzi Łuczyn, wszystkie samorządy powinny zrobić to nie tylko zdecydowanie wcześniej, ale i szybciej, bez względu na koszty.
– Cała Polska zmaga się z ogromnym problemem zmniejszania liczby urodzeń. Programy powinny pojawiać się wszędzie, bo według mnie w każdym miejscu ludzie borykają się z problemem niepłodności – słyszymy.
Przede wszystkim jednak, powinien działać narodowy program in vitro. Centralne finansowanie władze PiS zabrały w 2016 roku.
– Przez sześć lat pary, które starały się o dziecko miały bardzo utrudnioną drogę. Procedura powinna być finansowana ze środków państwa, po to, żeby nie obciążać samorządów. To moim zdaniem jak na razie jedyna skuteczna metoda leczenia niepłodności – dodaje aktywistka.
W tej chwili Polska jest jednym z pięciu państw w Europie, które nie refundują leczenia niepłodności tą metodą.