Zanim przejdziemy do rozmowy, podamy program obchodów urodzin. W czwartek 15 lutego o godz. 18 spotkanie autorskie wokół antologii opowiadań „Włoski polskie” pod red. Renaty Bożek i Adama Wiedemanna. W piątek 16 lutego o godz. 18 odbędzie się natomiast koncert zespołu Złodzieje Miodu, w skład którego wchodzą: Rafał Rutkowski, Paweł Passini, Marcin Sudziński, Radek Bułtowicz i Miron Te.
Rozmowa z Rafałem Rutkowskim, kierownikiem księgarni Dosłownej i poetą
Siedząc tu, mam wrażenie, jakbyśmy zaledwie wczoraj rozmawiali o czwartych urodzinach, ale minął kolejny rok. Co w tym czasie się zmieniło?
Wszystko się zmieniło!
A nieprawda, na pierwszy rzut oka nie za dużo.
W moim życiu wszystko się zmieniło. Tak jak powiedziałem przed wywiadem, są światy widzialne i niewidzialne. I chodzi o to, żeby wyczulić się na recepcję takich niewidzialnych rzeczy, które warto przenieść do świata widzialnego. I tu nie chodzi tylko o literaturę. Ale głównie o nią.
Czyli do twojej księgarni przychodzi się, żeby obcować ze światami niewidzialnymi.
Generalnie mówisz też, że przed chwilą były czwarte urodziny. Ja to uważam, że książki – bądź co bądź – są najlepszym wehikułem czasu. Możemy czytać takie sprzed 300 lat, 500, 1000. I książki są tak naprawdę jedynym wehikułem czasu, jaki mamy, który będzie wiarygodny. Być poza czasem – to jest taki stan, który bym chciał osiągnąć. Wiem, że to może jakieś boskie koneksje (śmiech), ale bardziej chodzi o literaturę – żeby postrzegać ją jako coś, co nas wytrąca z normalnej rzeczywistości, zatrzymuje i przeżywamy przygodę – bez pardonu i bez pruderii.
A ciebie jaka książka ostatnio zatrzymała?
Każda książka trochę mnie zatrzymuje. Ostatnio jak szalony zamówiłem Kurta Vonneguta, ale raczej przypomniałem sobie to, co czytałem w młodości. Przed świętami w Dosłownej było spotkanie z Małgosią Lebdą, autorką kapitalnych książek. Teraz dostała nagrodę Empiku.
Tak, ma na koncie już kilka książek, ale teraz została Odkryciem Roku.
To jest druga poetka i pisarka związana z polską prowincją, która przychodziła do mnie, zanim jeszcze mainstream o nich usłyszał. Można powiedzieć, że to taki mikrosukces, że człowiek ma estetyczne wyczucie.
Czyli księgarnia Dosłowna odkryła Małgorzatę Lebdę szybciej niż Empik.
Tak. Mogę tak nieskromnie powiedzieć. Małgosię Lebdę, Urszulę Honek i jeszcze parę innych osób. Ale Małgorzata Lebda to fantastyczna osoba: oniryczna, bym powiedział, uduchowiona, trochę taka „Matka Boska polskiej poezji” – to nie są moje słowa. Ma tę duchowość i w poezji, i w prozie „Łakome”.
A jakie są odkrycia roku księgarni Dosłownej?
O matko. Nie wiem, czy to jest 2023 r., ale dla mnie – jako poety, ale i przyszłego wydawcy... bo właśnie, chciałbym zaznaczyć, że na piąte urodziny ogłaszam oficjalnie, że powstaje Wydawnictwo Dosłowne, które będzie wydawało nie tylko książki literackie, ale też można powiedzieć: literackie łamane przez naukowe.
Przy dzisiejszych realiach rynku książki to brzmi trochę jak pomysł na bankructwo.
Nie, to nie jest pomysł na bankructwo. Też nie chodzi o to, żeby robić biznes, bo kultura jest trochę poza prawem pieniądza. Taką mam nadzieję, w takie ideały wierzę. Dosłowna jest częścią Centrum Kultury i ma ten przywilej, żeby oddzielać świat od tych… Nie chcę powiedzieć, że pieniądze są czymś brudnym, ale na pewno nie są czymś najczystszym, chociaż potrafią – tak jak pokazuje Jurek Owsiak – ale wydaje mi się, że warto tak zrobić, żeby pieniądze były na drugim planie. W każdym razie pomysł na bankructwo może nie, a może się okaże, że będzie z tego niezły biznes, jak np. Marcin Świetlicki da mi swoją książkę. Albo Andrzej Stasiuk. Albo Olga Tokarczuk przyjedzie dyliżansem, wysiądzie z dorożki i powie: panie Rafale, mam tutaj dla pana moją najnowszą powieść (śmiech).
Czyli powieści też będą wydawane?
Mam taką nadzieję. Ale na początku będzie wydana antologia slamu polskiego pod redakcją Dagmary Świerkowskiej-Kobus i Bartosza Wójcika, to już jest prawie gotowa rzecz.
To kiedy premiera?
Zdaje się, że w maju. Ale o czym to myśmy wcześniej mówili?
O odkryciach.
A właśnie, bo chciałem jeszcze o tym powiedzieć. Wielkim dla mnie odkryciem była książka Stanisława Kaliny Jaglarza. Kapitalne wiersze w moim stylu, bez żadnej nowomowy, prawdziwy oldschoolowy rock&roll taki jak lubię, czyli poezja prosto z serca. Słowa, które zaskakują z każdym wersem, i mi się to bardzo podoba. Mało tego, że słowa, to jeszcze rytmika jakaś taka pochrzaniona, trochę jak u mnie. Nie wiem, czy to jest tak, że mi się podoba, bo sam tak robię? Coś w tym jest. Dlatego nawet studentom mówię, że tak jak każdy człowiek ma inną buzię, tak samo ma coś innego do przedstawienia światu, każdy ma swoją estetykę i tylko kwestia, żeby ją ładnie przetransportować z tego świata niewidzialnego do widzialnego.
Wróćmy na chwilę do urodzin. 5-lecie to taki pierwszy okrągły jubileusz. Może jakieś podsumowanie, największy sukces?
Oj, ja wiem, jakieś sukcesy...
Czyli pasmo porażek?
Mnóstwo kapitalnych spotkań z wielkimi naprawdę artystami, polskimi literatami. Była taka piosenka Kasi Nosowskiej (śpiewa) „Oceniaj mnie, niech jad strumieniami leje się”. Co ja będę oceniał. Mnie się wydaje, że największym sukcesem jest, że ludzie kochają Dosłowną, lubią przychodzić, lubią ze mną rozmawiać. I też jestem zapraszany na różne festiwale literackie. Dosłowna to marka w środowisku literackim, ludzie wiedzą, że fajnie tu przyjechać, jest taka fama. (śmiech)
A klienci i klientki – z twoich obserwacji – po co najczęściej przychodzą?
Uczyniłem sobie taki bon mot, że rozmowa zaczyna się od literatury...
Chyba odwrotnie, rozmawialiśmy o tym w zeszłym roku.
Tak, odwrotnie, literatura zaczęła się od rozmowy. Ale wczoraj wymyśliłem nowy – zapytano mnie, czy literatura ma wartość terapeutyczną. Odpowiadam na to pytanie tak, że człowiek sam dla siebie jest najlepszym lekarzem. Czyli sam tak naprawdę wie, kim jest, jakie są jego największe sekrety, gdzie przełożyć wajchę, gdzie dokręcić śrubę. Tego żaden stetoskop nie wykryje tak jak on sam. W związku z tym sam wie, jakie ma potrzeby, również literackie. Może sobie to uświadamiać, a może nie uświadamiać. Wierzę w intuicję czytelniczą i moją robotą jest – tak po sokratejsku – żeby tak poprowadzić człowieka w rozmowie, żeby tę intuicję w sobie obudził i żeby tę książkę intuicyjnie sobie odkrył. Intuicja czytelnicza – to jest to, co chciałbym obudzić w człowieku, czyli gościu księgarni, który przychodzi nie na spotkanie autorskie, a żeby przeżyć jakąś przygodę literacką.
W tamtym roku też rozmawialiśmy o kozetce…
Kozetka jak kozetka. Robię po sokratejsku – on też zadawał pytania, chociaż znał odpowiedzi.
Oj, ale ty chyba nie znasz odpowiedzi. Zaraz ktoś pomyśli, że księgarz z Dosłownej czyta w myślach.
Nie, nie znam odpowiedzi, ale staram się naprowadzić. Takim czarodziejem nie jestem. Jestem normalnym człowiekiem. Tylko tyle że poetą, może to jest ten mniej pospolity pierwiastek.
Ale księgarnia kończy 5 lat, więc to chyba nie przeszkadza w prowadzeniu biznesu.
Nie, to też jest tak, że poezja pomaga w rozmowie powiedzieć ładne zdanie. Piękne zdanie. A jak ktoś usłyszy piękne zdanie, to trochę nie wie, o co chodzi. Ale pomyśli: o cholera, to jest ciekawe! I to zdanie zostaje z nim. I sobie uświadamia, że istnieją takie piękne zdania i że słowa potrafią ważyć. I jak sobie uświadomi, to sam potrafi zwrócić uwagę.
Widzę, że rozmowa nam się robi bardziej o poezji niż o Dosłownej.
Bo to się wszystko zapętla.
Jak się zapętla?
Przecież wszystko jest kwestią literatury.
No tak, ale literatura to nie tylko poezja. My lubimy, ale może nie wszystkie osoby, które będą to czytać na stronie Radia Eska, też lubią. Więc jeśli nie chcesz odstraszyć, to proszę wytłumaczyć, jak Dosłowna zapętla się z poezją.
O to chodzi, że literatura to jest generalnie trudny nośnik. Trzeba się nauczyć czytać, trzeba przewertować książkę, trzeba się skupić i jeszcze mieć pamięć. No nie jest to nośnik prosty, co odczuwamy w dzisiejszym szybkim, przebodźcowującym, do licha ciężkiego, świecie. Ale mam takie poczucie, że nie trzeba się cisnąć, wystarczy przeczytać jedno zdanie czasami, jeden akapit. Nieważne jest, żeby wzrastała liczba czytelników, tylko jakość. Żeby po prostu facet czy facetka, widząc w autobusie na komórce jakąś reklamę, zobaczył czy zobaczyła: cholera, to zdanie jest kapitalne. Albo usłyszy fragment rozmowy na przystanku i: cholera, jak ładnie ta kobieta powiedziała. Albo gdzieś odkryje wiersz i: o kurczę, to jest to. Czyli uwrażliwienie na to, że słowa potrafią ważyć. Że nie wszystkie są jedną wielką pląsaniną i jednym sianem, tylko że w tej gęstwinie występują zbitki słów, które nas zaskakakują. Które nas po prostu – jak kwiaty, jak owoce, jak coś smacznego zjemy, czego żeśmy nigdy wcześniej nie próbowali... Pamiętam, jak pierwszy raz spróbowałem mango, boże, co to był za szał, nie wiedziałem, że to taki dobry owoc. I to jest to.
Czyli literatura jest nie tylko w książkach?
Nie tylko. Ona jest w nas przede wszystkim, a książki są jedynie tego dowodem.