Maria obecnie studiuje na trzecim roku medycyny weterynaryjnej na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie.
AW: Studiujesz tutaj, na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Jesteś z Lublina? Skąd pochodzisz?
Marysia Grzegorzek: Nie, pochodzę z Bieszczad, więc mam około 300 km dojazdu na studia. Wydaje mi się, że inspiracją do wyboru tego kierunku było moje wychowanie w otoczeniu natury i zwierząt. Moi rodzice są przyrodnikami, dlatego jestem bardzo związana z tym terenem. Myślę, że to właśnie moje pochodzenie było główną przyczyną wyboru weterynarii.
AW: W tym roku otrzymałaś stypendium dla przyszłego lekarza weterynarii. To na pewno duże wsparcie, bo nauka nie jest ani łatwa, ani tania.
MG: Tak, zawód lekarza weterynarii wymaga ciągłego kształcenia. Oprócz wiedzy zdobytej na studiach będę musiała uzupełniać ją także po ich ukończeniu. Studia są kosztowne, a każdy student zna realia dojeżdżania i utrzymywania się na co dzień.
AW: Czy rodzice mieli wpływ na wybór kierunku? Zajmują się zawodowo zwierzętami?
MG: Moi rodzice są przyrodnikami z pasji. Wychowałam się w otoczeniu zwierząt, a oni zaszczepili we mnie ciekawość do nauk biologicznych. Już jako dziecko interesowałam się tym, jak działają organizmy i jakie procesy w nich zachodzą. Rodzice odegrali w tym kluczową rolę.
AW: Czym jest to stypendium? Co sprawia, że jest takie wyjątkowe?
MG: To stypendium skierowane jest do studentów weterynarii w Europie od trzeciego roku studiów i przyznawane przez MSD Animal Health oraz Federation of Veterinarians of Europe (FVE). Proces aplikacyjny obejmuje trzy dokumenty: wniosek z odpowiedziami na pytania organizatorów, zestawienie osiągnięć naukowych oraz list polecający od profesora uczelni. Moje osiągnięcia wynikały z aktywnego udziału w Studenckim Kole Naukowym Chorób Zwierząt Dzikich i Wolno Żyjących, prowadzonym przez dr. Zbigniewa Bełkota. To koło dało mi szerokie możliwości rozwoju.
AW: Jesteś jedną z dwóch osób z Polski, które zdobyły to stypendium. To chyba duże wyróżnienie.
MG: Tak, stypendium otrzymało 10% z około 360 aplikantów z 22 krajów Europy. Wraz ze mną wyróżniono Anię Szulc z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Jeszcze się nie kontaktowałyśmy, ale bardzo bym chciała, myślę, że mamy wiele wspólnych tematów.
AW: Czy proces składania dokumentów był skomplikowany?
MG: Wszystko było jasno opisane, ale myślę, że takim problemem, który może gdzieś tam stanowić przeszkodę jest to, że wszystko trzeba wypełniać w języku angielskim w oficjalnym i profesjonalnym stylu.
AW: Czy stypendium obejmuje coś poza gratyfikacją pieniężną?
MG: Nie, ma ono wyłącznie formę finansową. Aplikacje składaliśmy w październiku, a wyniki ogłoszono w styczniu. Czekanie było długie, a kiedy dostałam informację o wygranej, czułam się jakbym trafiła los na loterii. Myślę, że jak większość - myślałam sobie, gdzie tam ja - przecież to jest stypendium europejskie, ja jestem z Polski, z uczelni jednej z wielu i czemu akurat miałabym to ja akurat je dostać, więc było to dla mnie ogromną niespodzianką gdy się dowiedziałam.
AW: Kto pierwszy dowiedział się o twoim sukcesie?
MG: Pierwsza usłyszała mama, ale początkowo myślała, że to żart. Co ciekawe, prawie przegapiłam stypendium, bo dwa pierwsze maile z informacją o wygranej umknęły mojej uwadze. Dopiero przypadkiem, ucząc się do kolokwium z patofizjologii, zauważyłam maila z przypomnieniem o ostatnim terminie na odpowiedź. Byłam w szoku, a rodzina początkowo nie mogła uwierzyć.
AW: Czy wygrana wpłynęła na twoją naukę lub relacje z wykładowcami?
MG: Wykładowcy nie oceniali mnie inaczej, ale spotkałam się z wieloma gratulacjami. Cieszę się, że nasz uniwersytet wspiera studentów. Wygrana dała mi ogromną motywację, bo studia weterynaryjne wymagają dużego poświęcenia, a efekty widać dopiero po latach, gdy zaczyna się pracować w zawodzie.
Kiedy poczułaś, że chcesz zajmować się zwierzętami zawodowo?
MG: Nie pamiętam konkretnego momentu. To marzenie towarzyszy mi od dziecka – zawsze chciałam być weterynarką.
AW: Masz ulubione zwierzę?
MG: Nie, lubię wszystkie zwierzęta.
AW: W przyszłości chciałabyś pracować z dzikimi zwierzętami, myślisz o tych bardziej egotycznych, czy tych które występują tam skąd pochodzisz?
MG: To moje marzenie, choć jeszcze odległe. Chcę zdobyć wszechstronną wiedzę – zarówno o dużych, jak i małych zwierzętach. Jednak, ze względu na pochodzenie, czuję, że praca z dzikimi zwierzętami w Bieszczadach mogłaby być szczególnie wartościowa. Widzę, jak zmieniają się populacje – np. żubry chorujące na telazjozę – i mam świadomość, że można tu zrobić wiele dobrego.
AW: Czy studia weterynaryjne są trudne?
MG: To zależy od motywacji i regularności. Każdy kierunek jest wymagający na swój sposób. Weterynaria to ogrom wiedzy do przyswojenia w krótkim czasie, ale jest do pokonania. Przyszłym studentom radziłabym filtrować opinie przez własny rozsądek – jedni mówią, że jest bardzo trudno, inni – że warto. Wszystko zależy od pasji i determinacji.

Zobacz także naszą galerię zdjęć: Kamienica Kota na Starym Mieście w Lublinie