Jak wjechaliśmy, to po prostu miasto widmo, ciemno, głucho, niczego tam nie było. Służby wróciły z terenów powodziowych

i

Autor: zdjęcie ilustracyjne pixabay/LucyKaef

powódź 2024

"Jak wjechaliśmy, to po prostu miasto widmo, ciemno, głucho, niczego tam nie było". Służby wróciły z terenów powodziowych

2024-09-30 13:17

Brak prądu, łączności, wody do picia, ogrzewania, ludzie nie wiedzący co robić. Tak wyglądały pierwsze dni powodzi na Dolnym Śląsku. Część strażaków i policjantów z województwa lubelskiego, którzy pomagali przy powodzi wrócili już z zalanych terenów.

Eska Lublin i szpital w Świdniku pomagają powodzianom. Dary już wyruszyły w drogę!

Byli tam między innymi policjanci z pododdziału kontrterrorystycznego policji w Lublinie, którzy potrafią pracować na wysokości z wykorzystaniem śmigłowców, ale także na wodzie i na lądzie.

- Główne nasze zadania to przede wszystkim ewakuacja osób z terenów zalanych, jak również dostarczanie im niezbędnych produktów do życia, takich jak jedzenie czy picie, jak również byliśmy przygotowani też pod kątem patrolowania tych terenów ze zwróceniem szczególnej uwagi na ewentualne grupy szabrownicze. W takim rejonie jak miejscowości Malczyce, gdzie fala kulminacyjna spowodowała zalanie pojedynczych domów, tam właśnie dostarczaliśmy takie produkty jak woda i mieliśmy okazję zobaczyć jak to ludzkie nieszczęście wygląda w tych terenach. Dodatkowo też widzieliśmy w miejscowości Głogów cofkę Odry do rzeki Czarna, która też spowodowała tam zalanie całego osiedla. Tam również pomagaliśmy - mówi komisarz Grzegorz Wilk z pododdziału kontrterrorystycznego policji w Lublinie.

Również strażacy na miejscu prowadzili działania ewakuacyjne i ratownicze, pomagali w wypompowywaniu wody z zalanych domów i piwnic. Ważne było też działanie strażackich psychologów.

- Były osoby, dla których to były za ciężkie chwile i po prostu sobie nie radziły. Ogromny chaos. Jestem psychologiem, więc bardziej się skupiałam na ludziach. Patrzyłam jak wyglądają osoby, które chodzą po mieście, jak się zachowują i to jak są zdezorientowani. Najbardziej dla mnie uderzające było to, że można rozpoznać te osoby, które nie wiedzą co z sobą zrobić po oczach. Osoby, które całkiem dobrze sobie radziły, to tak zbornie funkcjonowały. Natomiast te, które, można by powiedzieć, widać było ten obłęd w oczach, to one nie bardzo wiedziały co się dzieje i trzeba było wyłapywać te osoby i jakoś je poprowadzić w takich najprostszych czynnościach, żeby powiedzieć, gdzie mają pójść, gdzie mają się udać po pomoc, no i jakoś tak zaplanować na krótki czas sposób funkcjonowania, podpowiedzieć człowiekowi, co ma robić. Osoby starsze wbrew pozorom funkcjonują lepiej, bo mają już takie doświadczenia życiowe, że nie pierwszy raz spotkały się z taką sytuacją i wiedzą, że te rzeczy się zdarzają, że mijają i że ludzie podnoszą się i całkiem dobrze również później funkcjonują. Najtrudniej jest ludziom młodym, no i dzieciom. Dzieciom, które widziały skrajnie traumatyczne doświadczenia. Ludzie opowiadali, że jak nagle ten prąd wody się wylał i był tak ogromny, że jak uciekali, to bali się, że jak ktoś się przewróci, to już nie wstanie. Dla dzieci to na pewno najbardziej skrajne takie doświadczenia ich życiowe i one mogą to najtrudniej przejść - mówi Beata Jedlina-Bazyluk, psycholog z lubelskiej Państwowej Straży Pożarnej.

Z województwa lubelskiego do tej pory na tereny powodziowe pojechało 30 strażaków, 20 żandarmów wojskowych, 13 policjantów i 1200 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej.

Zobacz także naszą galerię zdjęć: Rozpoczął się Festiwal Open City 2024 w Lublinie