Jak mówią - niektóre zadziwiają, inne bawią. Wszystkie wpisują się w historię dwuletniej pandemii, ale nie tylko.
Na początku miały chronić przed chorobą. Wywoływały strach przed nieznanym. Toczyła się o nie walka. Często nierówna. Bardzo szybko jednak funkcja ochronna przestała być tą podstawową.
- Bo bardzo szybko chcieliśmy się wyróżnić według zasady, im mam bardziej wyróżniającą mnie maskę, tym lepiej – mówi nam prof. Małgorzata Karwatowska, współautorka publikacji, językoznawczyni, dyrektorka Instytutu Filologii Polskiej UMCS.
- Bo człowiek ma dwa pragnienia. To potrzeba społecznej przynależności, ale i potrzeba do podkreślenia własnej indywidualności – dodaje prof. Ewa Głażewska, współautorka publikacji, kulturoznawczyni, dyrektorka Instytutu Nauk o Kulturze UMCS.
O celu prozdrowotnym większość szybko zapomniała. Analizując maski, badaczki zwracają uwagę więc przede wszystkim na funkcję ekspresywną, edukacyjną, estetyczną, ludyczną czy subdyrektywną.
- Szybko zaczęło zależeć człowiekowi na dopasowaniu maski do stroju. Trafiłyśmy na bardzo drogie, sterowane za pomocą smartfona, zrobione ze złota. Najdroższa kosztowała półtora miliona dolarów. Miała 3600 diamentów – opisuje prof. Karwatowska.
Funkcja ochronna słabła, ale ze strachem zaczęliśmy walczyć także dzięki formie masek. - Bo to humor oswaja lęk i pandemię również. Mamy więc rysunek uśmiechniętych ust, słomkę na napoje i otwór na papierosa – wyjaśnia prof. Głażewska.
Pandemia nie odpuszczała, był popyt, rosła podaż i ludzka kreatywność. - Mamy maski odnoszące się do dzieł sztuki, np. przedstawiające „Słoneczniki”, „Damę z gronostajem”, ale i te bardziej kontrowersyjne, bo ukazujące słynne dzieła religijne, jak „Ostatnią Wieczerzę” – wylicza kulturoznawczyni.
Ciekawym rodzajem, ale i zarazem funkcją są tzw. metamaski, czyli maski na masce. - Np. na masce Mona Lisa jest w masce. Ale też na maseczce są maski karnawałowe, które są przecież maskami, czy mamy emotikony w maseczkach na maseczkach – tłumaczy Karwatowska.
Maski, język i polityka
Autorki pokazują gry językowe, np. „koronalisa, czyli Mona Lisa w masce”. To zabawa, ale i uruchomienie całego pandemicznego kontekstu kulturowo-językowego, odniesienie do języka zarazy i określeń już znanych, typu „koronawakacje”, „koronaferie”, „koronaparty” czy "koronamowa".
Maska w czasach zarazy nie miałaby swojej siły rażenia bez słowa. - Mówi do nas może przede wszystkim słowem. Wyróżniłyśmy maski polityczne z wizerunkami polityków, ale i z hasłami z polityki zagranicznej i krajowej, choćby „Uczyńmy Amerykę wielką”, „Wolność to kobieta”, „Umiem gotować, zgotuję wam rewolucję”, „Wybór, nie zakaz” – mówi językoznawczyni.
Ważne, żeby przekaz był krótki, sugestywny i wymowny. Nie zabrakło masek okolicznościowych. - Np. ślubnych, dla panny młodej i pana młodego „poprosiłem ją o rękę, zgodziłem się”, „jestem jej królem, jestem jego królową” – dodaje profesorka.
- Kreatywni twórcy masek covidowych podjęli wysiłek dosztukowania zakrytego rejonu twarzy i uczynili go bardziej komunikatywnym – zauważa prof. Głażewska.
Mimo że nas nie widać, jesteśmy widoczni. Mimo że oczy wyrażają emocje, przemawiamy za pomocą maski, stąd też cała wielość masek polityczno-społecznych.
Bo zarówno maska, jak i jej brak mogą o nas mówić
- To nie tylko świadczy o braku higieny, łamaniu zasad sanitarnych. Ne tylko pokazuje, czy ktoś jest człowiekiem porządnym – twierdzi Karwatowska. - To oznacza też odpowiedzialność. Powinniśmy wiedzieć, że chroni nas maska chirurgiczna, nie koronkowa. Mimo znoszenia obostrzeń, będziemy się starali zakładać maseczkę w trosce o zdrowie naszych interlokutorów, naszych bliskich – dodaje.
Maska to wreszcie okno na społeczeństwo. - Mówimy o masce, ale to maska mówi o nas. To symbol, który powinien być odszyfrowany. Mówi o naszych poglądach politycznych, gustach estetycznych, zdradza nawet, jaką religię wyznajemy. Nasze poglądy możemy oddać na masce, jak i bez maski – uważa Głażewska.
Co zresztą widać, m.in. po niechęci jej noszenia przez jednych, jak i po sposobie jej noszenia przez innych – przypadkowo i byle jak.
Jaka przyszłość maski? Możliwe wirtualne muzeum
Badaczki myślą o założeniu internetowego muzeum maseczki. Uważają, że czeka ją jednak świetlana przyszłość. Maska ochronna prawdopodobnie zostanie z nami już na zawsze, ale w różnych formach.
- Oswoiliśmy je. Zostaną z nami, ale na wypadek kolejnych fal, innych wirusów. Wówczas założenie maseczki nie będzie takie trudne – myśli prof. Karwatowska.
- Mamy do czynienia z plagą maskową. Tylko Mona Lisa jako jeden element popkulturowy pojawia się na ponad 8 tys. maskach w różnych wariantach. Muzeum byłoby więc ciekawym pomysłem - zauważa prof. Głażewska.
- Mamy nadzieję, że w pamięć tego, co doświadczamy wpisze się też nasza książka. Maska to rejestr pandemii, także jej pozytywnej części – podkreśla prof. Karwatowska.
Polecany artykuł: